środa, 1 lipca 2015

Rozdział XX

Przepraszam...wiem, że zawaliłam....znowu.
Obiecałam ostatnio, że rozdział pojawi się szybko, ale ponownie nie dotrzymałam tej obietnicy...
Wybaczcie...
To przez to zakończenie roku.
Miałam jedną z najważniejszych ról w naszym przedstawieniu i musiałam się jej nauczyć...
Mam nadzieję, że nie jesteście, aż tak bardzo na mnie źli i mi wybaczycie :)
Życzę miłego czytania! <3
_______________________________________________________________________________

-Die,Diego?-wydukała.
-Tęskniłaś za mną kochanie?Bo ja za tobą bardzo-powiedział dodając swój chytry uśmieszek, którego tak bardzo nienawidziła.
-Ty przecież nie żyjesz-powiedziała z niedowierzaniem.
Zerwała się, aby uciec z tego przeklętego samochodu, jednak drzwi były zamknięte.
-Wypuść mnie!-krzyczała waląc w szyby samochodu.
-Kochanie nie tak nerwowo.Z resztą, to walenie w szybę i tak nic ci nie da.Są kuloodporne, więc szansa na to, że je przebijesz jest jest jak jeden na milion-zaśmiał się.
-Wypuść mnie!-zaczęła płakać.Nagle samochód gwałtownie ruszył przez co szatynka uderzyła się w głowę.Przed oczami miała już tylko ciemność.
Lekkie promienie słońca, przez które ocknęła się szatynka zaczęły dopiero wschodzić na błękitnym niebie, które mogła zobaczyć przez okno dachowe.Przełknęła głośno ślinę, miała sucho w ustach.Kiedy delikatnie poruszyła się, jęknęła z bólu spowodowanego uszkodzeniem głowy.Chciała jej dotknąć jednak uniemożliwiały jej to związane z tyłu krzesła ręce.Nieprzyjemny szum w głowie wciąż nie dawał jej spokoju.Kiedy delikatnie przygryzła dolną wargę, poczuła, że w nią też się skaleczyła.Rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała.Zdecydowanie przeważała w nim biel.Nawet krzesło, na którym właśnie siedziała było białe.Z każdą minutą czuła się coraz słabsza,czuła, że opada z sił.Nic z tego wszystkiego nie rozumiała.Przecież on nie żył.Popełnił samobójstwo.Jak to możliwe, że tutaj jest i żyje?!Jak to możliwe, że on  oddycha?!Myślała, że ten koszmar się skończył.Myślała, że po tylu latach będzie mogła odetchnąć.Cieszyć się życiem.Miała nadzieję, że będzie się cieszyć tym życiem razem z przyjaciółmi i z nim.Z Leonem.Martwiła się o niego.Bała się co on zrobi.Skąd miałby niby wiedzieć, że to Diego ją porwał?Nie zdążyła nawet nikomu opowiedzieć, co działo się u niej przez te lata.Kiedy już miała powiedzieć Francesce o tym...nie zdążyła.Słona łza spłynęła po jej policzku pozostawiając za sobą mokry ślad.Zaczęło jej się kręcić w głowie.Było jej tak słabo, że zaczęła coś mruczeć pod nosem nie zdając sobie z tego sprawy.Zamknęła oczy na dosłownie 5 sekund...nie otworzyła ich już z powrotem.Zemdlała.

2 dni później
-Nie mam pojęcia gdzie jest, jej telefon jest wyłączony i cholera martwię się o nią!Policja nic nie robi, mają wszystko gdzieś!-mówił zdenerwowany szatyn chodząc w kółko już przez pół godziny.
-Leon...przede wszystkim musimy zachować spokój-próbowała uspokoić go Francesca.
-Spokój?!Cholera Francesca jaki spokój?!Jej tutaj nie ma rozumiesz?!Powinna tutaj być, powinna być tutaj ze mną!-powiedział siadając na sofie.Załamał ręce i cicho westchnął.Nie umiał opanować emocji, które dusiły się w nim już od pewnego czasu,
-Leon, proszę cię.Przepraszam, naprawdę przepraszam.Powinnam była doprowadzić ją do końca, ale tego nie zrobiłam.To moja wina!Wszystko spieprzyłam!-zaczęła płakać.
-Fran uspokój się-powiedział Marco przytulając Włoszkę.-Nawet nie wiemy co się stało.Może Vilu po prostu...-nie umiał znaleźć sensownego wytłumaczenia.-Leon porozmawiajmy-podszedł do szatyna.
-Nie chcę gadać Marco!Muszę ją znaleźć!-dodał po czym chwycił kurtkę i pospiesznie wyszedł z mieszkania trzaskając głośno drzwiami.
-To znowu się dzieję Marco.On...on znowu staję się taki jak wtedy kiedy ona wyjechała.Historia znowu się powtarza.

Szedł przez park niepewnie stawiając kolejne kroki.Nie mógł powstrzymać łez, które wciąż napływały mu do oczu.Tak bardzo się o nią martwił, tęsknił za nią.W jego głowie cały czas ukazywała się ona.Nie mógł przestać o niej myśleć

Jej uśmiech,sposób w jaki się śmieje...i oczy.Jedyne na całym świecie oczy, w które mógłby wpatrywać się całymi dniami.Chciałby, żeby tutaj była.Przytuliłby ją mocno do siebie i powiedział jej, że bardzo ją kocha,Teraz kiedy wszystko zaczęło się układać, teraz kiedy myślał, że już zawsze będą razem musiało wydarzyć się coś, co wszystko spieprzyło.I najgorsze było to, że nie wiedział, co się stało.Nie wiedział dlaczego nie ma jej tutaj teraz z nim.Słona łza spłynęła po jego policzku.-Tęsknie-szepnął po czym ruszył przed siebie szukając odpowiedzi na pytanie, które zadawał sobie cały czas:Gdzie ona jest?

Nieprzyjemny szum w głowie, suchość w gardle i nieustanne uczucie głodu rozbudziły szatynkę.Przed oczami widziała tylko biały sufit oświetlony jedną lampą, która oślepiła ją w oczy.
Nie wiedziała gdzie jest, nie miała pojęcia, że była nieprzytomna od jakiś 24 godzin.Kiedy chciała się podnieść, zatrzymał ją sznur, którym jej ręce i nogi przywiązane były do łóżka.To nie był ten sam pokój, w którym była wcześniej.Ten był ponury, nie było w nim okien.Przeważał w nim kolor zgniło zielony, ten którego tak bardzo nienawidziła.Z każdym oddechem coraz bardziej łzy napływały jej do oczu.Zaczęła panikować.Jej oddech zaczął przyspieszać.Serce zaczęło bić coraz szybciej.
-Aaa!-krzyknęła z rozpaczy.Nie mogła powstrzymać łez, które spływały po jej bladych,sinych policzkach.Trzask drzwi rozległ się w pomieszczeniu.Po chwili usłyszała kroki.Kroki, które zbliżały się do niej.Zamarła kiedy ujrzała go nad sobą.Stał nad nią i przyglądał się jej.Na jego twarz wkradł się chytry uśmieszek.
-Dzień dobry kochanie.Nareszcie się wybudziłaś.Już nie mogłem się ciebie doczekać-zaśmiał się prowokacyjnie.-Nie sądziłem, że po tych lekach, które ci podałem będziesz tak długo nieprzytomna.Cały dzień bez ciebie to dzień stracony, a właśnie taki dzień musiałem spędzić-dodał.
-Wypuść mnie!-krzyknęła.
-Nigdy kochanie.Będziesz już zawsze moja, tylko moja.
-Jesteś psychopatą!-powiedziała patrząc na niego z obrzydzeniem.
-Psychopatą?Wolę określenie 'człowiek z wyobraźnią'.
-Nienawidzę cię, nienawidzę!-krzyczała próbując się wyrwać.
-Kochasz mnie.Taka jest prawda Violetto.Nikt i nic tego nie zmieni!-powiedział.
-Nie kocham cię,nigdy cię nie kochałam i nigdy nie będę cię kochać!
-Zamknij się suko!-uderzył ją w twarz.Dziewczyna zawyła z bólu.-Jeśli będziesz posłuszna, nic złego się nie stanie rozumiesz?!-zdenerwował się.-Rozumiesz?!-zapytał ponownie kiedy poprzednio dziewczyna nie odpowiedziała.
-Tak, rozumiem-odpowiedziała przerażona.
-Teraz cię odwiąże, ale bez żadnych sztuczek!Jeden ruch i zabiję Verdasa!-kiedy wypowiedział to nazwisko szatynka poczuła ukłucie w sercu.Nie mogła pozwolić na to, aby cokolwiek mu się stało.Był dla niej wszystkim i nie chciała go stracić.Nie mogła go stracić...

-Gdzie on jest?-zapytał Federico kiedy wszedł niespodziewanie do domu Fran i Marco.
-Wyszedł stąd jakieś pół godziny temu-wyjaśnił Marco.Federico i Ludmiła byli u rodziców blondynki,Kiedy tylko dowiedzieli się, że Vilu zaginęła przyjechali jak najszybciej.
-Jak to wyszedł?!-zapytał zdenerwowany.-Jak mogliście pozwolić mu stąd wyjść?!Przecież wiecie co działo się z nim poprzednim razem!Jeśli coś mu się stanie to będzie wasza wina!-krzyczał.
-Wyjdź-powiedział Marco poważnym tonem.
-Wyrzucasz mnie?!
-Wyjdź!-krzyknął Marco.Włoch parsknął śmiechem i wyszedł głośno zatrzaskując za sobą drzwi.Marco spojrzał na Francesce, która siedziała na sofie i milczała przez ten cały czas.Płakała.Podszedł do niej, usiadł obok i mocno ją przytulił.
-Ciii kochanie.Wszystko będzie dobrze słyszysz?Wszystko będzie dobrze...

-Nie ma go tam?-zapytała Ludmiła kiedy Federico wsiadł do samochodu.
-Nie-odpowiedział zdenerwowany.
-Co się stało?-zapytała zaniepokojona.
-Nie rozumiem jak oni mogli puścić go samego gdziekolwiek!Nie rozumiem!
-Federico uspokój się!To nie ich wina!Leon jest dorosły i nie mogli mu tego zabronić słyszysz?-blondynka próbowała zapanować nad sytuacją.
-Wiem...głupio mi teraz, bo na nich na krzyczałem i powiedziałem, że jeśli mu się coś stanie, to będzie to ich wina-wyjaśnił przygnębiony.
-Jak mogłeś im coś takiego powiedzieć?!Nie rozumiesz, że im też jest ciężko?!Chodź!-powiedziała otwierając drzwi samochodu.
-Gdzie?-zapytał.
-Musisz ich przeprosić.Poza tym, musimy postanowić, co robić dalej-wyznała.

-Czyli, że nie widział jej pan w tym barze?-zapytał po raz ostatni pokazując mu zdjęcie szatynki.
-Nie, nie widziałem-odpowiedział delikatnie wycierając szklankę ręczniczkiem.
-Może pan usiądzie i się napije?Alkohol pomoże panu ukoić choć trochę ból-zaproponował barman.
-Żartujesz sobie ze mnie?!Moja dziewczyna jest tam gdzieś sama.... i nie wiem może ktoś ją krzywdzi, albo się zgubiła, a ty mi mówisz, żebym się napił?!Pieprz się facet!Może ty nie masz kogoś na kim mogłoby ci zależeć, ale ja mam!I nie zamierzam siedzieć bezczynnie i pić oczekując, aż ona sama się znajdzie!
-A może już nie żyje?-zaśmiał się.Szatyn odwrócił się i przywalił mu w twarz.
-Powaliło cię?!-spytał biorąc do ręki ręczniczek, który przyłożył do miejsca bólu.Zielonooki nic nie odpowiedział.Po prostu wyszedł...

-Dlaczego znowu mnie przywiązałeś?!-zapytała kiedy ten wiązał jej ręce z tyłu krzesła.
-Wiesz?Jeszcze tak całkowicie ci nie ufam.A poza tym nie wiesz jeszcze jak będzie ci tutaj dobrze i boję się, że będziesz chciała uciec.
-Wiesz, że zawsze będę chciała stąd uciec Diego!
-Oj kotku,kotku.Zmienisz niedługo zdanie uwierz mi-oznajmił, a po chwili na jego twarzy pojawił się ten okropny charakterystyczny uśmieszek.
-Więc, co chcesz dziś zjeść?Do wyboru jest jajecznica,jajecznica i jajecznica.Więc, co wybierasz kochanie?-zaśmiał się.
-Nie mów do mnie kochanie!-krzyknęła.
-Czyli jajecznica?Dobrze już ci nałożę-powiedział po czym wyciągnął z szafki wiszącej na ścianie talerz i nałożył na niego jajecznicę z patelni.Położył jej talerz przed nosem i zaczął się jej przyglądać.
-Jak mam ją niby zjeść?
-Chcesz, żebym ci pomógł?
-Nie!
-Więc zabieram jedzenie.Skoro nie chcesz jeść...
-Pomóż mi-powiedziała.Wiedziała, że nie ma innego wyjścia.Była tak bardzo głodna.
-Coś mówiłaś?
-Proszę pomóż mi Diego-powiedziała po czym spuściła głowę w dół.Mężczyzna podszedł i usiadł obok niej.Nabrał trochę jedzenia na widelec po czym skierował go w stronę ust dziewczyny.
-Otwórz buzię kochanie-powiedział przesłodzonym głosem.Szatynka delikatnie otworzyła usta, a po chwili znalazł się nich widelec z jajecznicą.Czuła się poniżona.Nie wiedziała jednak, że niedługo będzie czuła się poniżona bardziej niż kiedykolwiek...
_________________________________________________________________________________
Przepraszam za błędy ortograficzne i interpunkcyjne :D
Pozdrawiam! <3
Tini Blanco <3

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ!












Example 3