środa, 14 stycznia 2015

Rozdział XV

-W ogóle nie chce ze mną rozmawiać.Nie odbiera telefonów, a kiedy przychodzę do jej domu nikt nie otwiera tak jakby nikt nigdy tam nie mieszkał.Ja nie wiem co robić-powiedział załamany szatyn.
-Daj jej trochę czasu.Ona musi teraz wszystko przemyśleć i poukładać w całość.Dla niej to naprawdę ciężkie-wyjaśnił Federico.
-A pomyślał ktoś o mnie?!Nikt!Gdyby nie ten wypadek nie dowiedziałbym się, że to było moje dziecko Fede!Dla mnie też to jest cholernie ciężkie!
-Leon spokojnie.Francesca też próbowała z nią rozmawiać.To nie jest tak, że tylko ciebie do siebie nie dopuszcza rozumiesz?
-Przepraszam Federico.
-Nie masz za co.Wiem, że ci jest ciężko.
-Nigdy nie podziękowałem ci za to, że mnie wspierasz.Dziękuję-powiedział szatyn.
-Muszę to robić przecież od tego są przyjaciele-powiedział i przytulił go.
-I tak dzięki.
-Nie ma sprawy.Zawsze możesz na mnie liczyć.
-Wiem.
-Wiesz, że Diego zostawił ją teraz?Wyjechał do Madrytu na 2 tygodnie.
-Kretyn.
-Gorzej-zaśmiał się Włoch.
Diego nadal myślał, że to było jego dziecko.Leon nie chciał mu mówić o tym.Chyba, że ona go o to poprosi.Policja nadal szuka sprawcy wypadku.Uciekł z miejsca wypadku.Tak po prostu.Zostawił ją tam i odjechał.
 
Chłopak stał właśnie po raz kolejny pod drzwiami szatynki.
-Violetta.Wiem, że tam jesteś.Wiem, że to dla ciebie ciężkie, ale nie rób tego.Nie próbuj mnie od siebie odsunąć.Wiesz, że tego nie zrobię.Nigdy.Wiesz dlaczego?Bo cię kocham.Kocham cię Vilu.
Jesteś dla mnie najważniejsza.I nigdy cię nie zostawię.Powiedziałaś mi, że mogę być twoim przyjacielem, a przecież przyjaciele wspierają się w takich sytuacjach prawda?Więc pozwól mi być twoim przyjacielem.Proszę cię Vilu.
Szatyn czekał jeszcze przez chwilę, ale to tak jakby czekać na deszcz na pustyni.Wrócił do domu, gdzie mógł się wypłakać.Dla niego to też było ciężkie.Przecież to było jego dziecko.Małe,niewinne dziecko.To było ich dziecko.

Nadszedł wieczór.Szatyn zjadł właśnie kolację.Pozmywał naczynia  i usiadł na kanapie.Usłyszał dzwonek do drzwi.Postanowił nie otwierać jednak dzwonek nadal dzwonił.Podniósł się z kanapy i ruszył do drzwi.Kiedy otworzył je, zamurowało go.To była Violetta.Zapłakana bez wahania wtuliła się w szatyna.Ten przytulił ją mocniej.Płakała.Płakała tak bardzo, że on też zaczął.Nienawidził patrzeć na jej ból.Nie chciał, żeby była smutna, bo kiedy ona była smutna on też.Delikatnie pocałował ją w czoło.Drzwi dzięki sile wiatru zamknęły się.Szatynka odsunęła się od niego jednak nadal płakała.Zielonooki podszedł do niej i otarł łzę płynącą po jej policzku.Znów przytulił ją do siebie.
-Vilu nie płacz-szepnął.-Wszystko będzie dobrze słyszysz?
Dziewczyna lekko kiwnęła głową.
-Chcesz pogadać?-zapytał zielonooki.
-Nie.Ja już, już pójdę-powiedziała spuszczając głowę w dół.Kiedy chciała otworzyć drzwi szatyn chwycił jej drobną dłoń i delikatnie przyciągnął do siebie.Byli tak blisko siebie.
-Mówiłem ci już, żebyś mnie od siebie nie odsuwała.Nigdy tego nie zrobię Violetta-powiedział patrząc jej prosto w oczy.
-To nie jest takie proste-powiedziała powstrzymując płacz.
-Więc nie będziemy rozmawiać, ale nie pozwolę ci wrócić do pustego domu.Boję się o ciebie.
Bał się.Bał się, że ona może sobie coś zrobić.Była w strasznym stanie.Nie chciała pomocy jednak on nie pytał czy ona jej chce.
-Zostaniesz?-zapytał z nadzieją.
Szatynka niepewnie kiwnęła głową.Wiedziała, że on nie odpuści.Za dobrze go znała.Przecież to Leon Verdas.Ten, którego tak bardzo kochała.

_________________________________________________________________________________
Hejo <3
Wiem, że rozdział jest bardzo krótki i za to przepraszam.
Mam teraz bardzo dużo nauki i egzaminów próbnych-mam nadzieję, że zrozumiecie :)
Więc nie będę przeciągać :D
Miłego czytania życzę! :D
Pozdrawiam! <3
Tini Blanco <3



Example 3