piątek, 24 października 2014

Długo,długooooooo, wyczekiwana niespodzianka :D

Kochani!
Przychodzę do Was dzisiaj, z mam nadzieję dobrą wiadomością :D
Otóż wzięłam udział w konkursie na One Parta i uwaga.....zajęłam.....z resztą, co ja będę wam mówić.Wejdźcie sobie na tego bloga :D Wyniki konkursu Os 
No więc tak, jednak wam powiem :D Zajęłam I miejsce!!!Aaaaaa :D Jestem taka szczęśliwa :D
Myślałam, że będę ostatnia, a tutaj proszę :D
To OS, który brał udział w tym konkursie :D Mam nadzieję, że wam się spodoba :D
_________________________________________________________________________________
                                                                Twoja Księżniczka
-Proszę przestań!-krzyczała śmiejąc się.-Nie wytrzymam już!-mówiła do chłopaka.
-Przestanę jak przyznasz, że miałem rację-mówił łaskocząc szesnastolatkę.
-Ok, miałeś rację-powiedziała, a on natychmiast przestał.
-Widzisz, zawsze znajdę sposób na to abyś przyznała mi rację-powiedział, a ona zaśmiała się.
-Mówiłem ci, że nikt nawet nie zauważy, że nas nie ma-powiedział.Byli właśnie na kolacji ze swoimi rodzicami, którzy rozmawiali na temat spraw biznesowych.Muzyka klasyczna  oraz temat rozmowy rodziców była wystarczającym powodem aby Verdas  i Castillo mogli zniknąć pod pretekstem, że muszą udać się do toalety.Czy ktoś to zauważył?Nie.Zdecydowanie nie.Praca zawsze była na pierwszym miejscu.Jednak im to nie przeszkadzało.Mieli siebie.Mieszkali razem ze swoimi rodzicami w jednym ogromnym domu.Z początku  nienawidzili się, ale gdy rodzice wychodzili na bankiety i spotkania biznesowe, oni zbliżyli się do siebie.Odkryli, że mają wspólne zainteresowania, a później wszystko samo się ułożyło.Teraz nie mogą się rozstać choćby na chwilę.
-To co robimy księżniczko?-zapytał dziewczynę.
-Nie jestem księżniczką-powiedziała oburzona.
-Jesteś, jesteś-droczył się z nią.Kochał tak do niej mówić, ale ona tego nienawidziła.
-Ej!-krzyknęła i zrobiła smutną minkę.To zawsze na niego działało.
-No dobra-powiedział i podniósł się z ławki.-Księżniczko-powiedział szeptem tak, aby ona nie mogła tego usłyszeć.
-Kurczę, chyba będzie padać-powiedziała patrząc w ciemne chmury na niebie.Miała rację.Po chwili runął deszcz.Zimne,ciężkie krople spadały na nich.
Taniec w deszczu Leonetty<3
-Chodź musimy uciekać, bo zmokniemy-powiedział szatyn.Jednak ona zrobiła coś czego się nie spodziewał.Zaczęła tańczyć.Pociągnęła go za rękę i po chwili oboje tańczyli.W deszczu.Nie przeszkadzało im to, wręcz przeciwnie.Dziewczyna zbliżyła się i złożyła delikatny pocałunek na ustach chłopaka.
-Kocham cię-powiedziała.
-Vilu-powiedział podchodząc do niej zaniepokojony szatyn.
-Co?Ubrudziłam się gdzieś?-zapytała widząc jak zielonooki jej się przygląda.
-Krew cieknie ci z nosa-powiedział wyciągając z kieszeni dżinsowych spodni chusteczki.-Proszę-powiedział podając dziewczynie jedną z dziewięciu chusteczek.
-Dziękuję-powiedziała i przyłożyła chusteczkę do nosa.
-Może powinnaś pójść do lekarza?-zapytał.
-Daj spokój.Nigdy nie lała ci się krew z nosa?-zapytała z niedowierzaniem.
-No tak, ale
-Nie ma żadnego, ale-przerwała mu.
-Skoro nie chcesz iść do lekarza, to pójdziemy do domu.Musisz odpocząć-powiedział, a raczej stwierdził.
-Leon!Nie!-krzyknęła obrażona.
-Tak idziemy.Chodź-powiedział chwytając dłoń ukochanej.Jednak ona wyrwała mu się i poszła przodem nie odzywając się słowem.Nie zamierzał po raz kolejny jej ulec.Martwił się o nią.Nie rozumiała, że on robi to dla jej dobra?Do domu doszli w ciszy.Violetta zamknęła się w swoim pokoju.Leon zamierzał zrobić kolację dla niej.Po piętnastu minutach szatynka zaczęła schodzić na dół po schodach.W pewnym momencie przewróciła się.
Violetta!-krzyknął podbiegając do niej.
-Nic mi nie jest-powiedziała.-Tylko trochę mi słabo-dodała.
-Zadzwonię po twoich rodziców.Musicie jechać do lekarza-powiedział podając jej rękę.Ona niechętnie przystała na ofertę chłopaka.Położył ją na sofie.
-Chcesz wody?-zapytał.Ona tylko pokręciła głową.-Idę zadzwonić-powiedział.Po 15 minutach Violetta siedziała już w samochodzie.Leon nie mógł z nimi jechać.Gdy dojechali na miejsce musieli zaczekać w poczekalni.Po chwili doktor przyjął ich i zrobił dziewczynie kilka badań.Znów musieli zaczekać.
-Violetta Castillo-powiedział wyłaniając się z gabinetu.-Proszę-powiedział gdy zauważył ich.
-Czy odczuwasz ostatnio zmęczenie?-zapytał.
-Trochę-odpowiedziała niepewnie.
-Skąd masz ten siniak?-zapytał wskazując siniak na nadgarstku Violetty.
-Uderzyłam się-powiedziała.
-Niestety nie mam dobrych wieści-powiedział.
-Panie doktorze, co się dzieję-zapytał German, ojciec Violetty.
-Państwa córka ma białaczkę-powiedział po chwili.
-Co?!To niemożliwe!Nikt w naszej rodzinie nie chorował na białaczkę-krzyczał German.
-Proszę pana białaczka nie jest chorobą dziedziczną-powiedział lekarz.-Córka musi poddać się natychmiastowemu leczeniu-powiedział.-Najlepiej żeby już dziś, została w szpitalu-dodał.
-Dobrze-powiedziała matka Violetty.-Przywieziemy ci rzeczy kochanie.Nie martw się wszystko będzie dobrze-powiedziała przytulając córkę.Violetta była zdziwiona.Czy naprawdę musiało jej się coś stać, aby rodzice zwrócili na nią uwagę?
-Czy może mnie ktoś dziś odwiedzić?-zapytała lekarza.
-Nie, niestety dziś już nie, ale za dwa dni tak-powiedział z uśmiechem.-To jest Alice.Oprowadzi cię po oddziale-powiedział doktor Paul wprowadzając do gabinetu młodą brunetkę.
-Chodźmy-powiedziała.Gdy skończyła, zaprowadziła ją do jej sali.Alice była dla niej bardzo miła.
-Jutro będziesz miała pierwszą chemię.Czy wiesz co to jest?-zapytała.
-Tak, wiem-odpowiedziała zgodnie z prawdą Violetta.
Minęły dwa dni.Violetta była bardzo osłabiona.Po chemii robiło się niedobrze.Często wymiotowała.
-Dzień dobry-powiedziała wchodząc do sali Alice.
-Cześć Alice-odpowiedziała z uśmiechem Violetta.
-Jak się czujesz?-zapytała siadają na łóżku.
-Nieźle-odpowiedziała.
-Jesteś bardzo dzielna-powiedziała Alice.Chciała założyć włosy za ucho dziewczyny jednak te, wyrwały się z lekkością.-Może je zetniemy?- zapytała.-To twój wybór-dodała.
-Dobrze, możemy je obciąć-powiedziała Violetta.Po chwili Alice wróciła z nożyczkami.Starannie obcięła włosy dziewczyny.Violetta przyglądała się swojej nowej fryzurze w lustrze.
-Może być-powiedziała.
-Doktor Paul powiedział, że mogę mieć dziś gości-powiedziała Violetta.
-No właśnie chciałam ci przekazać, że dziś jeszcze nie może cię nikt odwiedzić-powiedziała Alice.
-To kiedy?-zapytała.-Jutro?Za tydzień?Za miesiąc?A może za rok?-zapytała Violetta.
-Pojutrze-odpowiedziała spokojnie Alice.
Co robiła Violetta przez ten czas?Czytała książki i gazety, które przekazała jej mama przez Alice.Oglądała telewizję i to właściwie wszystko co mogła robić.Zastanawiała się jak zareagował Leon.Nie chciała litości.Nienawidziła jej.Co robił Leon?Siedział  zamknięty w pokoju.Czasem, gdy nikogo nie było w kuchni schodził po coś do jedzenia.Dlaczego tak robił?Nie chciał, by ktoś widział jego zapuchnięte oczy.Mówią, że chłopaki nie płaczą,ale to bzdura.On płakał.Dniami i nocami.Chciał ją odwiedzić,musiał.Tak bardzo za nią tęsknił.Chciał być silnym dla niej.Minęły kolejne dwa dni.Dziś Violetta nie miała już włosów.Wszystkie wypadły.Kolejna chemia,kolejne mdłości.Jednak, gdy po chemii leżała w łóżku, Alice przyszła uradowana.
-Masz gościa-oznajmiła.-Zostawię was samych-powiedziała.Do sali wszedł, a raczej wbiegł Leon.Natychmiast przytulił dziewczynę.Zaczęła płakać.
-Tak bardzo za tobą tęskniłem-powiedział nadal trzymając ją w ramionach.
-Ja za tobą też-powiedziała.Zaczął jej się przyglądać.-Nie patrz na mnie, wyglądam okropnie-mówiła poprawiając blond perukę.
-Jesteś piękna jak zawsze- powiedział muskając ją palcem po policzku.-Nie płacz-powiedział po czym starł jej łzy.
-Leon ja nie chcę litości.Kocham cię, ale nie chcę cię tutaj trzymać.Znajdź sobie jakąś ładniejszą, zdrową dziewczynę-powiedziała.
-Kocham cię-powiedział nie zważając na jej słowa.
-Ja ciebie też.Nie chcę umierać-powiedziała.
-Nie mów tak.Damy radę.Razem wszystko przetrwamy moja księżniczko-powiedział.Położył się obok niej, a ona uśmiechnęła się do niego promiennie.
-Razem damy radę-powiedział łącząc ich ręce razem.

Minął miesiąc.To właśnie dziś miały odbyć się urodziny szesnastolatki.Przez ten czas codziennie odwiedzał ją Leon i jej rodzice oraz rodzice Leona i przyjaciele ze studia.Leon wszystko zaplanował.Pamiętał jak ukochana mówiła mu kiedyś, że chciałaby, aby jej urodziny były wyjątkowe.
-Jest zbyt słaba, aby wstać-powiedział lekarz.
-No to przewieziemy ją na wózku-zasugerował Leon.
-Dobrze-zgodził się lekarz.Leon zwiózł dziewczynę na wózku na dół.Na parter szpitala.Gdy drzwi windy otworzyły się nikogo tam nie było.Nad drzwiami widniał napis.Wszystkiego Najlepszego Vilu!
-Niespodzianka!-krzyknęli ludzie wyłaniając się z różnych miejsc.W tym również Alice oraz inne pielęgniarki.Wszyscy złożyli jej życzenia na siedemnaste urodziny.Leon wywiózł ją przed szpital.Tam dziewczyna zobaczyła Francescę,Camilę,Brodueya,Maxiego,Naty,Ludmiłę,Andresa,Napo,Marco oraz Braco.Wszyscy zatańczyli i zaśpiewali dla niej piosenkę Hoy somos mas.Jej ulubioną.W trakcie,gdy Leon śpiewał jej Podemos,dziewczynie kręciło się w głowie.Zemdlała słysząc ostatnie słowa piosenki.
 (Od autora:Włączcie tą muzykę: muzyka  )
Obudziła się w szpitalu, w łóżku.Siedział przy niej Leon.Był przygnębiony.Smutny.
-Lleon-wydukała.Chłopak ocknął się.-Cco,Co się stało?-zapytała.
-Zemdlałaś-odpowiedział.
-Ja już nie mogę,nie dam rady dłużej-powiedziała.
-Nie mów tak, jesteś silna.Dasz radę.My damy radę.Jestem przy tobie.-powiedział.
-Kocham cię-powiedziała.
-Ja ciebie też księżniczko-powiedział.Delikatnie przybliżył się i musnął jej usta.Dziewczyna zamknęła oczy.Nagle maszyna zaczęła pikać.
-Nie!Nie zostawiaj mnie proszę!Kocham cię!Nie możesz umrzeć!-krzyczał-Doktorze!
Pomocy!-krzyczał Leon.Do sali wbiegł doktor.
-Musisz wyjść-powiedział do Leona jednak ten, cały czas trzymał ją za rękę.-Alice podłącz ją do kroplówki-powiedział reanimując dziewczynę.
-Wyjdź!-krzyczał do niego.
-Nie!Nie zostawię jej.Kochanie otwórz oczy proszę.Nie możesz mnie zostawić-mówił płacząc.
-Leon!-krzyczała jego mama.
-Zostawcie mnie!-krzyczał.-Ona nie może umrzeć!Nie ona!Dlaczego to nie mogę być ja?!-krzyczał.
-Proszę go stąd zabrać!-mówił jakiś lekarz.Zabrali go siłą.Obudził czując ból w plecach.W końcu nie codziennie śpi się na twardych krzesłach.Wszedł do sali numer 4.Tam gdzie przebywała.Jednak jej już tam nie było.Pozostawiono kartkę, na której pisało:
Violetta Castillo urodzona 14 lipca 1997 r. zmarła wskutek ostrej białaczki.
Zgon nastąpił o godz. 20:14.
-Nie-powiedział.-To niemożliwe-dodał.Jednak to była prawda.Violetta odeszła z tego świata.Je już....nie było.
2 tygodnie później
-Violetta kazała ci to dać, gdy już...odejdzie-mówiła z trudem Francesca wręczając Leonowi list.
-Jak się czujesz?-zapytał dziewczynę.
-W porządku-odpowiedziała.-A ty?-zapytała.
-Tęsknie za nią-powiedział smutny.
-Jak wszyscy-powiedziała.-Muszę już iść-powiedziała i odeszła.Od kiedy Violetta zmarła Francesca nie jest już tą samą pogodną, tryskającą energią Francescą.Wszyscy się zmienili.Leon usiadł na ławce i wyjął list z koperty.
                                                                  Kochany Leonie!
Teraz, gdy czytasz ten list nie ma mnie już przy tobie.Przegrałam tę walkę.Chciałam być silna dla Ciebie, ale nie potrafiłam już walczyć.Zgrywałam twardzielkę, gdy mówiłam, że czuję się nieźle.Nie chciałam mówić żegnaj.Wierzyłam w to, że wyzdrowieje, ale wiedziałam, że to zbyt silne.Płakałam nocami.Chciałam ci pokazać,że potrafię to wygrać dla Ciebie.Tłumiłam w sobie ten ból, ale tak naprawdę powinnam była ci powiedzieć.Nie chcę się nad sobą użalać w tym liście nie o to chodzi, więc dziękuję Ci za te wspaniałe chwile razem.Bez Ciebie byłam rozpuszczoną nastolatką, która nie wierzyła w prawdziwą miłość, ale gdy wprowadziłeś się ze swoimi rodzicami pomyślałam: "Jakie ciacho".Nigdy Cię nienawidziłam.Kochałam się z tobą droczyć.Pamiętasz, gdy wychodziłeś na randkę z tą blondynką?
To ja schowałam twoje klucze od motoru.Byłam zazdrosna.Nie chciałam abyś z nią jechał.Już wtedy, choć nie chciałam tego przyznać, zakochałam się w tobie.Byłam z siebie wtedy taka dumna, bo nie poszedłeś na tą randkę.Nasz taniec w deszczu był czymś przepięknym.Zawsze, gdy oglądałam romantyczne filmy z Francescą i Camilą, zakochane pary tańczyły w deszczu.Mówiłam im, że ja też kiedyś tak zrobię.No i udało mi się.Dzięki tobie.Powiedz moim rodzicom, że ich kocham, pomimo braku czasu dla mnie, zawsze wiedziałam, że mnie kochają.Nie martwcie się o mnie.Jestem teraz w lepszym świecie.Jestem pewna,że kiedyś się jeszcze spotkamy.Wiesz ile razy pisałam już ten list?Chyba ze 100.Cały czas płaczę, myśląc, że zostawię cię tutaj.Nie jesteś sam pamiętaj.Zawsze będę przy tobie.Obiecuję.
                                                                                             Kocham Cię
                                                                                             Twoja Księżniczka

Ja ciebie też kocham, myślałem płacząc.Jednak uśmiechnąłem się mimowolnie na słowa
"Twoja Księżniczka".
_________________________________________________________________________________
                                                                 
Not everything ends: And they lived happily ever after. Sometimes things have to end up that something new is started 

wtorek, 14 października 2014

Rozdział VIII

Diego
-Dzień dobry w czym mogę pomóc?-zapytała recepcjonistka.W sumie niezła laska z niej.Może zaproszę ją wieczorem do mnie.
-Zarezerwowałem apartament na nazwisko Dominguez-powiedziałem do niej.Zaczęła szukać czegoś w laptopie.Po chwili pochyliła się, aby zobaczyć mój dowód osobisty, uwydatniając mi tym swój piękny biust.
Gdy zobaczyła, że patrzę na jej piersi zarumieniła się.
-Zgadza się.Pokój numer 341-powiedziała podając mi kartę dostępu.-Życzę miłego pobytu w naszym hotelu-dodała i uśmiechnęła się.Ruszyłem w stronę windy.Musiałem się gdzieś ukryć.W końcu powiedziałem, że jestem w Sevilli.Gdyby dowiedzieli się prawdy domyśliliby się, że to ja ją zepchnąłem z tych schodów.Idioci z nich.Wezwałem karetkę choć teraz wiem, że to był błąd.Szmata powinna zginąć.Mam nadzieję.Wiem, że nikomu nie powie co się stało.Jeżeli się obudzi, a ja już postaram się, żeby tak się nie stało...
Piosenka od autorki :D- włączcie ją od 1:00
Leon
Kolejny dzień.Kolejny bez zmian.Kolejny tydzień..bez zmian.Ona nadal jest w śpiączce, a mój świat?Czuję jakby za chwilę miał się skończyć.Nie mam już sił.Gdy codziennie widzę ją w takim stanie...ale wierzę wiem, że obudzi się, że wróci do nas, że wróci do mnie.
-Pamiętasz jak kiedyś byliśmy w wesołym miasteczku?Zobaczyłaś takiego wielkiego misia, którego chciałaś mieć.No i gdy poszłyście z Fran po watę cukrową...ja go zdobyłem dla ciebie.Wiesz ile razy musiałem trafić piłeczką w puszki?Tak bałem się, że nie dam rady, ale wiesz...dla ciebie zrobiłbym wszystko.Za ciebie oddałbym własne życie.Tylko obudź się...proszę.Potem poszliśmy do domu strachu.Musiałem długo cię przekonywać, żebyś my tam poszli... i w końcu zgodziłaś.Tak wtedy krzyczałaś, a ja musiałem cie uspokajać.Cały czas byłaś wtulona we mnie.Dopóki nie dojechaliśmy do końca.Nigdy tego nie zapomnę.Albo kiedy mieliśmy udawać przed twoim tatą, że nie jesteśmy razem?Nie zapomnę twojej miny jak powiedziałem mu, że cię kocham i chcę być z tobą.Myślałaś, że on się wkurzy, a on się ucieszył, że wybrałaś mnie, a nie Tomasa.Potem pojawił się Diego...ale ty go chyba już znałaś zanim przeprowadziłaś się do Buenos Aries prawda?Nie wiem jak wyglądało by moje życie bez ciebie.Gdy wyjechałaś...myślałem, że nie dam rady, ale wspomnienia po tobie uratowały mnie.Tłumaczyłem sobie, że jesteś szczęśliwa, a przecież o to zawsze mi chodziło.O to, żebyś była szczęśliwa.I wiesz ja... nie mam do ciebie żalu o to, że wyjechałaś.To twój wybór.Wiadomo byłem załamany... z resztą kogo ja oszukuje.Nadal jestem,bo,bo gdy widzę cię z nim to wtedy moje serce rozpada się ponownie na milion kawałków i nie umiem znaleźć osoby, która je poskłada.Nie ma takiej.Jesteś tylko ty.Tylko ty to potrafisz,ale wiem, że nic do mnie nie czujesz, więc chciałbym być chociaż twoim przyjacielem,który od czasu do czasu przyda ci się.Mogę być nawet twoją najlepszą psiapsiółką,której będziesz mogła powiedzieć o wszystkim,tylko, że wiesz... ja nie znam się na modzie, ale może to ci nie przeszkadza, może to sprawi, że uśmiechniesz się.Obudź się proszę.Vilu obudź się.Kocham cię.Pamiętasz jak byłaś zazdrosna o tą blondynkę z niebieskimi oczami?Wtedy kiedy byliśmy na plaży, a ona była tam ratowniczką.Powiedziała mi, że będzie mnie miała na oku i wtedy się do mnie tak uśmiechnęła zalotnie, a ty zrobiłaś jej taką awanturę,że zrezygnowała z pracy i odeszła, a ty już nigdy nie pozwoliłaś mi tam iść, bo bałaś się, że znowu będzie tam jakaś dziewczyna, która będzie mnie podrywać.Tylko nie wiem dlaczego, bo przecież mnie nie kochasz prawda?Nic do mnie nie czujesz,więc dlaczego taka byłaś wkurzona?.Pamiętasz jak się poznaliśmy?Zobaczyłem nieśmiałą dziewczynę, która przechodziła przez ulicę i nie zauważyła, że zaraz potrącą ją jakieś dzieciaki na deskorolkach.Odepchnąłem cię i wtedy, wtedy spojrzałaś na mnie, a ja już wiedziałem, wiedziałem, że to ty jesteś tą jedyną.Pewnie pomyślisz, że to przereklamowane, ale naprawdę tak było.Nie wiem, co ty wtedy o mnie myślałaś, ale mam nadzieję, że same dobre rzeczy.Nie pozwól, żeby to tak się skończyło.Wróć do nas.Obudź się Vilu.Wróć do mnie.

Piosenka od autorki :D.
...
Jak to jest?Słyszeć, ale nie widzieć.Być uwięzioną we własnym ciele.Nie móc poruszyć się, powiedzieć czegoś.Nie mogąc nawet dać znaku, że nadal jesteś.Słyszę go.To wszystko, co opowiada...nie mogę nawet uronić jednej łzy.Nie potrafię, choć bardzo chcę.Chciałabym mu powiedzieć, że pamiętam to wszystko, że to były najpiękniejsze chwile w moim życiu.Nie chcę żeby był moim przyjacielem.Chcę żeby był moim mężem.Druga połową.On nie może żyć beze mnie, a ja nie mogę żyć bez niego.On tak bardzo przeze mnie cierpi.Choć myśli, że go nie słyszę, ja słyszę go.Słyszę jak często płacze.. ja czuję jego dotyk.Wtedy przechodzi przeze mnie taki dreszcz.Chciałabym, żeby przestał się martwić.Chciałabym powiedzieć mu, że jestem tutaj.. i  kocham go.Tak cholernie go kocham.Nie wiem czy on kiedyś wychodzi,opuszcza mnie.Czuję, że on jest przy mnie cały czas.Przychodzi do mnie też Fran,Broduey,Marco,Camila,Maxi,Naty,Federico,Lu, ale gdy oni przychodzą on nadal tutaj jest.Siedzi obok mnie.Czuję jego perfumy.I choć oni każą mu iść do domu,odpocząć...on, on nadal tutaj jest.Leon,ja też cię kocham.Nie wiem ile już tutaj jestem i nie wiem ile będę.Nie wiem czy wybudzę się,czy jeszcze kiedyś go zobaczę.Tak bardzo chciałabym się obudzić, bo wiem, że oni czekają na mnie.On na mnie czeka...
______________________________________________________________________________
*_*

wtorek, 7 października 2014

Rozdział VII

Leon
-Siema stary.Czemu nie ma cię dziś w studio?-zapytał.
-Dzwoniłem do Pablo, że źle się czuję-odpowiedział zaspany szatyn.
-A,no bo wiesz, tutaj wszyscy od zmysłów odchodzą-wyjaśnił.
-Niby kto?-zapytał ciekawy.
-Angela,Violetta,Kathy,Violetta.-powiedział koniecznie chcąc podkreślić imię szatynki.
-Federico.-powiedział.
-Le
-Pa-przerwał mu i rozłączył się.Uśmiechnął się jednak uświadamiając sobie, że szatynka martwi się o niego.Jednak po chwili stwierdził, że to niedorzeczne, bo niby dlaczego miałaby się martwić?Z drugiej strony, może jednak czuje się jak jego przyjaciółka i dlatego się martwi.Nie, Fede pewnie zmyśla-pomyślał zielonooki.
Życie z Violettą.Jakby ono wyglądało?Czy nadal bylibyśmy razem gdyby wtedy nie zerwała ze mną?No, ale przecież mnie nie kocha.Sama mi to wtedy powiedziała, więc nie ma o czym myśleć.Nawet gdybyśmy się wtedy nie rozstali to i tak to nie byłaby miłość.Przynajmniej nie z jej strony.No, bo przecież ja ją kochałem.Nadal ją kocham i kochać będę.Pięknie wygląda.Zawsze tak wyglądała, ale teraz gdy zmieniła kolor włosów wygląda jeszcze piękniej.Ile razy można użyć słowa pięknie?W jej przypadku?W nieskończoność.Dziś ma zajęcia z Angelą.Jestem ciekaw co tam się wydarzy.Wolę o tym nie myśleć.Szatyn zaśmiał się i zamknął oczy udając się do krainy snu.
-Ja Leon Verdas biorę Ciebie Violetto Castillo za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
-Ja Violetta Castillo biorę Ciebie Leonie Verdasie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
-Załóżcie obrączki.
-Violetto Castillo przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
-Leonie Verdasie przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.

-Teraz możesz pocałować pannę młodą-powiedział ksiądz, a ich usta złączyły się w delikatnym pocałunku.
Szatyn obudził się.Zbyt piękne by było prawdziwe-pomyślał.Ślub z nią, jego największe marzenie.Mieliby gromadkę dzieci i byliby szczęśliwi.Jednak los chciał inaczej.Wyglądała tak pięknie.Jak księżniczka.Wyglądała na szczęśliwą, a przecież mnie nie kocha.Czy sny pokazują to, co chcemy widzieć czy to, co nigdy się nie wydarzy, albo jeszcze inaczej.Może pokazują to co się wydarzy?Nie, nie przecież nie jestem jakimś prorokiem, skąd miałbym to wiedzieć.Nie mam proroczych snów.Matko jak ja ją kocham.Dlaczego nie mogę kochać tak, no nie wiem na przykład Kathy.Nie to nie możliwe.Kathy jest piękna,mądra, ale jest tylko i wyłącznie moją przyjaciółką.Nikim więcej.Ja kocham Violettę.Moją Violettę.No już nie moją, ale jednak Violettę.Już zapomniałem.Zapomniałem jaki smak mają jej usta.Dlaczego w śnie tego nie czułem?Już nigdy nie poczuję?Nie ma nawet najmniejszej szansy na to?Jej uśmiech był delikatny i taki, taki słodki.Co ja mówię przesłodki.Najsłodszy na świecie.Czy ja kiedykolwiek będę mógł o niej zapomnieć?
Violetta
-Jestem Violetta.Miło mi-powiedziałam do Angeli.No, bo w sumie pomyślałam,że wypadałoby się przedstawić.W końcu mamy razem pracować.Jednak ona stała nadal bawiąc się czerwonymi paznokciami.Były takie zadbane.Spojrzałam na swoje.Był nie pomalowane, nie zadbane.Schowałam ręce za plecy.O czym ja myślę?-Jestem Violetta, a ty pewnie Angela?-zapytałam ponownie uśmiechając się.Już myślałam, że wyciąga do mnie rękę, jednak ona wyciągnęła z kieszeni telefon i odeszła na drugą stronę korytarza.Aha, okej, ja nic nie mówię, ona wcale nie jest ani trochę dziwna.-przypomniałam sobie scenę z dzisiejszych zajęć.To był koszmar.
-Violetta!-krzyknął Diego.
-Tak?-zapytałam.
-Wołam cię od dziesięciu minut!-powiedział wchodząc do sypialni, gdzie przebywałam.
-Przepraszam-powiedziałam,jednak on uderzył mnie.Złapałam się za obolałe miejsce.
-Nie przepraszaj szmato!Wołałem cię, a ty nie przyszłaś, więc masz za swoje-powiedział i popchnął mnie.Wyszedł z sypialni.Ruszył do gabinetu.Ja wyszłam z sypialni i wyciągnęłam telefon.Nie chcący nacisnęłam jednynkę. Wyświetliło mi się zdjęcie Leona.No tak, mam go na szybkim wybieraniu.Piękne to zdjęcie.Jest na nim taki słodki.Co?!Ja do niego dzwonię?!O boże Violetta rozłącz się,błagam rozłącz się.
-Halo,Violetta?-odezwał się.Za późno.
-Ttak,tak to ja-odpowiedziałam jąkając się, jak to mam w zwyczaju.
-Stało się coś?-zapytał zaniepokojony.
-Nie, nie tylko ten,yyy, no chciałam spytać czemu cię dziś nie było w studio?-wybrnęłam.
-Źle się czuję-odpowiedział.Co?!Może potrzebuje pomocy?!Może jest poważnie chory?!Źle się czuje, więc dlaczego przy nim nikogo nie ma?!
-Halo jesteś tam?-zapytał Leon.
-Tak,tak-odpowiedziałam.
-Przepraszam ,ale jestem zdenerwowana po zajęciach-powiedziałam.
-Z Angelą?-zapytał.Wyczułam, że się uśmiechnął.
-Tak.Muszę kończyć.Do zobaczenia-powiedziałam i czekałam,aż się rozłączy.Jednak on też chyba na to czekał, bo nie zamierzał się rozłączyć.Słyszałam jego oddech w słuchawce.Nie, ja się nie rozłączę.Niech on się rozłączy.Nagle poczułam silne uderzenie.Spadłam ze schodów. Przed oczami miałam tylko ciemność. Ostatnie, co słyszałam to  głos Leona w słuchawce krzyczący Violetta!
Francesca
-Co tam się tak długo dzieję?!-zapytałam męża.Byłam zdenerwowana.Nikt nie chciał nam powiedzieć co dzieję się z Vilu, bo nie jesteśmy jej rodziną.Przecież nie ma tu jej rodziny.Diego wyjechał na cztery tygodnie do Sevilli  w sprawach służbowych.Przynajmniej tak mi powiedział, gdy do niego zadzwoniłam.
-Fran spokojnie-powiedziała Cami, ktłra była obejmowana przez Brodueya.Byli z nami również Maxi,Naty,Fede i Lu.Wszyscy byli.No prawie.
Po chwili zobaczyliśmy Leona.Biegł.Matko jak on musi się o nią martwić.Sam jest chory, a przyjechał do szpitala, bo coś jej się stało.W takich momentach myślę sobie jaki ta nasza Vilu popełniła błąd zostawiając Leona.
-Co z nią?Gdzie ona jest?-pytał zdenerwowany.
-Lekarze nie chcą nam nic powiedzieć-powiedział Marco.Po chwili przyszedł lekarz.
-Co z nią?-zapytałam podchodząc do niego.
-Jest pani kimś z rodziny?-zapytał.
-Nie, jestem jej przyjaciółką-powiedziałam.
-Niestety informacji mogę udzielić tylko jej najbliższej rodzinie-powiedział.-Czy ktoś z państwa jest rodziną pani Violetty Castillo?-zapytał kierując swoje słowa do moich przyjaciół.
-Ja-odezwał się nagle.Odwróciłam się.Głos należał do Leona.Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem jednak zrozumiałam na czym polega ich plan.
-Kim pan jest?-zapytał go.
-Mężem-odpowiedział pewny.Ja na przykład  nie umiałabym skłamać.Nie jestem dobrą aktorką.
-Dobrze niech pan wejdzie do mojego gabinetu-powiedział wskazując ręką na drzwi gabinetu.Leon wszedł.Rozmawiali bardzo długo, aż w końcu Leon wyszedł.
-Co z nią?!-zapytaliśmy jednocześnie.
-Jest w stanie krytycznym-powiedział.-Ta noc będzie dla niej decydująca-dodał jakby sam w to nie wierzył.Chłopaki niby nie płaczą, a ja widziałam, że on ledwo się powstrzymuje.Wyszedł ze szpitala smutny, przygnębiony.Zaczęłam płakać.Nie chcę nawet myśleć o tym, że mogłabym stracić Vilu.
Co jej się stało?Jak to się stało?Podobno znaleźli ją leżącą zaraz pod schodami.Ktoś anonimowy wezwał karetkę.Tylko jak ten ktoś ją zobaczył?
Leon
Stay with me-piosenka od autorki.
Nie mogę jej stracić.Nie, nie ma takiej opcji.Ja, ja ją kocham.Kocham ją cholera.Tak cholernie tęsknie.Ona nie może umrzeć. Jest ostatnią osobą, która trzyma mnie przy życiu.Nie może mnie zostawić.Jest moim aniołem.Najpiękniejszym na świecie.Nie chcę jej stracić.Nie mogę.Dlaczego jej się to stało?Gdy dojechałem do jej domu nikogo tam już nie było.Dlaczego ona?Ona nie może umrzeć do cholery!Dlaczego to nie mogę być ja?!Ona na to nie zasługuje.Otarł łzę spływającą po moim policzku.Postanowił wrócić do szpitala.Zostać z nią.W szpitalu nie znalazł Francesci,Marco,Camili,Brodueya,Federico,Lu,Maxiego ani Naty.Lekarz wyjaśnił mu, że pojechali po jej rzeczy i zaraz wrócą.Gdy zobaczyłem ją podpiętą do tych wszystkich maszyn coś we mnie się złamało.Leżała tam.Sama.Wyglądała jakby spała.Oddychała, ale bez pomocy maszyn nie udałoby się jej to.
-Dasz radę,jesteś silna-mówił do niej, choć wiedział, że go nie usłyszy.-Proszę cię nie zostawiaj mnie.Nie odchodź-zaczął płakać.Nie ukrywał swoich łez.Było ich co raz  więcej.
-Vilu proszę cię.Nie możesz mnie zostawić.Nie możesz.Zostań z nami.Ze mną.Proszę cię Vilu.Nie możemy cię stracić.Ja nie mogę.Vilu zostań.Jesteś silna, zawsze byłaś.Zawsze dawałaś sobie radę.Złapał ją za rękę.Była ciepła.Delikatnie założył jej włosy za ucho.-Vilu zostań proszę,błagam nie zostawiaj mnie-powiedział.-Kocham cię-dodał i czule pocałował ją w policzek.
_______________________________________________________________________________
Hello! <3
Tak, tak zgadza się dodałam rozdział.
Przepraszam, że tak późno, ale wiecie szkoła,laptop w naprawie, a wiecie jak to jest ze starszymi siostrami.Moja nie chciała mi dać skorzystać ze swojego, ale w końcu ją ubłagałam.
Tak prezentuje się kolejny rozdział.
Życzę miłego czytania!<3
Pozdrawiam!<3
Tini Blanco<3
Example 3