środa, 24 grudnia 2014

Wesołych Świąt! + Rocznica bloga :D

                                                                               Kochani!
Minęło już 7 miesięcy od kąt powstał blog.Pomimo iż miał swoje upadki nadal jest tutaj.Dziękuję Wam za te siedem niezwykłych miesięcy.Mogłam się z Wami podzielić moją wyobraźnią i w ogóle mogłam Wam opowiedzieć coś o sobie.Chciałabym Wam też życzyć wesołych,spokojnych i radosnych świąt.Spełnienia swoich najskrytszych marzeń i dużoooooo,dużooooo zdrowia.I żebyście te święta spędzili wśród bliskich.Żałuje tylko, że nie ma śniegu u mnie....:(Bez śniegu nie ma prawdziwych świąt.Czuję taki niedosyt bez niego.Mam jednak nadzieję, że pojawi się w najbliższym czasie. :D
Wesołych Świąt!
Pozdrawiam! :D
Tini<3


niedziela, 21 grudnia 2014

One Shot:Chyba nie myślałaś, że to zrobię? Część I

Krzyczące fanki rozpychały się między siebie.Każda chciała jak najszybciej znaleźć się w środku budynku.Dziewczyna starała się nie zostać zdeptaną przez nie.Udało jej się właśnie wejść do środka.Wielka scena, na której miał znaleźć się jej chłopak była oświetlona rozmaitymi światłami.Kiedy nareszcie wszyscy znaleźli się w środku dziewczyna westchnęła.Czekała, aż on pojawi się na scenie.Jego zespół był świetny.Ich piosenki zyskiwały co raz większą popularność.
Światła zgasły, a na scenę weszli oni.Szatynka stała z samego przodu, gdy zielonooki spojrzał na nią posłała mu lekki uśmiech.Odwzajemnił go i puścił jej oczko.Śpiewali właśnie cover One Republic-Something I Need.
I had a dream the other night,
About how we only get one life,
It woke me up right after two,
I stayed awake and stared at you ,
So I wouldn’t lose my mind

And I had the week that came from hell,
And yes I know that you could tell,
But you’re like the net under the ledge,
When I go flying off the edge,
You go flying off as well

And if you only die once
I wanna die with

/You've got something I need,
In this world full of people there’s one killing me
And if we only die once I wanna die with you/
[x2]

Last night I think I drank too much,
Yeah, call it a temporary crutch,
With broken words I tried to say,
Honey don’t you be afraid,
If we got nothing we got us

And if you only die once
I wanna die with

/You've got something I need,
In this world full of people there’s one killing me
And if we only die once I wanna die with you/
[x2]

I know that we’re not the same
But I'm so damn glad that we made it to this time,
this time now

/You've got something I need,
Yeah, in this world full of people there’s one killing me
And if we only die once I wanna die with you/
[x3]

And if we only die once,
I wanna die with...

If we only live once, I wanna live with you



Siedzieli właśnie u Leona w domu.
-Podobało ci się?-zapytał zielonooki szatynkę.
-Bardzo-powiedziała i pocałowała go w policzek.-Byliście świetni.
-No wiemy-powiedział ze śmiechem Federico,
-Wiesz, musimy ci coś powiedzieć-zaczął Andres.
-Tak?
-Jedziemy w trasę!
Dziewczyna zamarła.
-Jak to?-zapytała.
-No normalnie.Cały rok-powiedział Maxi wygodnie siadając na kanapie.
-Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć?!-zapytała ze wściekłością szatyna siedzącego obok.-A raczej, czy w ogóle zamierzałeś mi powiedzieć?!
-Violetta to nie tak.
-Jasne-powiedziała i łapiąc po drodze torebkę wyszła.Leon wybiegł za nią.
-Zaczekaj!
Odwróciła się i zaczęła tupać nogą.Zawsze tak robiła kiedy się denerwowała.
-To dla nas wielka szansa.To tylko dwanaście miesięcy.
-Leon to cały rok!
-Przecież możemy do siebie dzwonić i w ogóle.
-Daj spokój Leon.Przecież wiesz, że to nie przejdzie.Spotkasz tam kogoś i to będzie koniec.
-Nie!Dlaczego tak mówisz?!Kocham cię!
-Przepraszam Leon, ale to, to nie ma sensu-powiedziała.
-Kocham cię-powiedział i pocałował ją delikatnie.Szatynka odwzajemniła pocałunek.Wtuliła się w niego mocno.
-Damy radę?-zapytał mocniej otulając ją.Dziewczyna lekko kiwnęła głową.

Nadszedł dzień wyjazdu.Byli już na lotnisku.Szatynka pożegnała się z wszystkimi.Wszystkimi oprócz niego.Nie chciała się z nim żegnać.Nie chciała żeby jechał, ale wiedziała, że to dla niego wielka szansa.
-Nawet się nie obejrzysz, a będę z powrotem-powiedział tuląc ją.
-Obiecujesz?-zapytała patrząc mu w oczy.
-Obiecuję.
Szatynka lekko uniosła się na palcach żeby go dosięgnąć.Chłopak widząc to uniósł ją lekko i pocałował.
-Kocham cię-powiedziała.
-Ja ciebie też.
-Będę tęsknić.
-Ja bardziej.
-Nie, ja bardziej.
-Nie,bo ja.
-Ja będę
-Leon musimy już iść-przerwał jej Maxi.
Szatyn zniżył się i musnął jej usta.To była ta chwila.Chwila rozstania.Dziewczyna nadal trzymała jego dłoń.Po chwili nie było go już.Zniknął razem z walizką i chłopakami.Szatynka musiała wrócić i żyć dalej.Tylko jak przetrwać rok bez niego?

1 miesiąc później
Dziewczyna wyjęła właśnie kolejny list ze skrzynki pocztowej.Leon pisał do niej cały czas od kąt wyjechał.Ona odpisywała na nie i tak na zmianę,Wygodnie usiadła na krześle i otworzyła kopertę.Zaczęła czytać.
                                                          Kochana Violetto!
   Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęsknie.To dopiero miesiąc, a ja czuję jakby minęło już 1000 lat od kąt się nie widzieliśmy.Chciałbym się z tobą zobaczyć chociaż na jedną sekundę, albo nie, na dwie sekundy, albo na trzy.Nie no w ogóle chciałbym, żebyś była tutaj ze mną.Piszę właśnie kolejną piosenkę.Nasz zespół zyskuje co raz większą popularność, a fanki normalnie już zaczynają szaleć na naszym punkcie.
Dziewczyna zacisnęła mocniej pięści.Może była lekko zazdrosna.Nie, była zazdrosna na maksa.Na ich koncertach, na których była do tej pory fanki trzymały transparenty z napisem: Kocham Cię Leon, albo Wyjdź za mnie Leon!I tym podobne.Czytała dalej.
Czy mówiłem już jak bardzo za tobą tęsknię??Nie mogę już wytrzymać.Chciałbym cię teraz przytulić,pocałować,powiedzieć jak bardzo kocham.Chciałbym teraz być przy tobie.Jurto mamy ważny koncert.Jeden z najważniejszych, dlatego musimy zrobić jeszcze dziś próbę.
                                                                                                           Kocham Cię! I cholernie tęsknię!
                                                                                                                       Na zawsze twój: Leon<3
Słona łza spłynęła po bladym policzku szatynki.Tak bardzo za nim tęskniła.Nie miała nikogo oprócz niego.Wzięła gitarę leżącą na łóżku i usiadła.
For a while we pretended
That we never had to end it
But we knew we’d have to say goodbye
You were crying at the airport
When they finally closed the plane door
I could barely hold it all inside

Torn in two, and I know I shouldn’t tell you
But I just can’t stop thinking of you
Wherever you are, you, wherever you are
Every night I almost call you just to say it always will be you, wherever you are

I can fly a thousand oceans
But theres nothing that compares to 
What we had and so i’ll walk alone
I wish I didn’t have to be gone
Maybe you’ve already moved on
But the truth is that I don’t want to know

Torn in two, and I know I shouldn’t tell you
But I just can’t stop thinking of you
Wherever you are, you, wherever you are
Every night I almost call you just to say it always will be you, wherever you are

You can say we’ll be together someday
Nothing lasts forever
Nothing stays the same
So why can’t I stop feeling this way

Torn in two, and I know I shouldn’t tell you
But I just can’t stop thinking of you
Wherever you are, you, wherever you are
Every night I almost call you just to say it always will be you, wherever you are


Kochała tą piosenkę, bo była jego.Nie wiedziała co dalej robić.Nie mogła do niego napisać: Wróć, potrzebuję cię...
Nie mogła go teraz zasmucać.Czuła się taka samotna.Nie miała nikogo.Razem z Leonem znali się od kąt skończyli 6 lat.Zawsze chodzili wszędzie razem.Nigdy się nie rozstawali na tak długo.
Zostało 11 miesięcy do jego powrotu.Aż jedenaście-pomyślała szatynka wpatrując się w okno.

1 miesiąc później.
Szatynka znów otworzyła skrzynkę pocztową i wyjęła z niej kolejny list.Zdziwiła się, bo nie było to pismo jej chłopaka.Usiadła i zaczęła czytać.
                                                                        Droga Vilu!
To ja Maxi.Muszę ci coś powiedzieć.Leon od 2 miesięcy chce wrócić do ciebie, bo tęskni za tobą.Chce nas zostawić dla ciebie.Przed tobą udaje, że wszystko z nim w porządkGu, ale ostatnio gdyby nie Federico Leon wyjechałby.Nie wiem co robić więc proszę cię o pomoc.Jeśli go kochasz i zależy ci na nim......to, to daj mu odejść.Zerwij z nim.Nie rób tego delikatnie.Zrób to tak, aby cię znienawidził.Proszę cię.To przez ciebie on chce zostawić swoje marzenia.Więc zrób to jak najszybciej.Pozwól mu spełniać marzenia.
                                                                                                                   Maxi
Violetta otarła łzę spływającą po jej policzku.Nie wierzyła w to,że Maxi ją o to poprosił.Jak on mógł?!Dlaczego Leon wszystko ukrywał?!Wiedziała,że musi to zrobić.Musi to zrobić dla Leona.Wyjęła kartkę papieru i wzięła długopis do ręki.
                                                            Kochany Leonie!
 To nie ma sensu.My nie mamy sensu,Ty jesteś tam,a ja jestem tu.Nie ukrywajmy tego.Nie udawajmy, że wszystko jest w porządku.Nie myśl sobie, że poznałam kogoś.To nie tak.Po prostu muszę zacząć wszystko od nowa.Ja też chcę być szczęśliwa.Też potrzebuję szczęścia.Może nasza więź nie była, aż tak silna jak mówiłeś.Musimy dać sobie wybrać drogę, którą chcemy iść.Przepraszam cię Leon.Ja, ja po prostu muszę dać ci odejść.Spełniaj swoje marzenia.Bądź szczęśliwy.Szczęśliwy z kimś innym.Ja już wybrałam swoją drogę, teraz czas na Ciebie.Pamiętasz jak się poznaliśmy?Byłam zła na ciebie, bo wziąłeś mi moją łopatkę do piaskownicy.Powiedziałam ci,że nie będę mogła teraz zbudować zamku, a ty,ty powiedziałeś mi,że zbudujemy go razem.Teraz ten zamek niszczy się i my, my nie możemy tego powstrzymać.Niedługo całkowicie zniknie, a ty zapomnisz o mnie.Zapomnisz o takiej dziewczynie jak Violetta Castillo.Dziękuję Ci za te piękne chwile.Za to, że pokazałeś mi co to miłość.
                                                                                                                                  Żegnaj...
                                                                                                                          Twoja Vilu...
Dziewczyna płakała,Płakała jak małe dziecko.Nie mogła powstrzymać łez.Kochała go.Byłe jej pierwszą miłością.Pierwszą i jedyną.
_________________________________________________________________________



poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział XIV

Tydzień później
Szatyn zadzwonił do drzwi.Czekał, aż ktoś otworzy mu jednak nikt mu nie otworzył.Zadzwonił drugi raz jednak bez zmian.Trzeci raz.Nic.Nacisnął klamkę, ale drzwi były zamknięte.Wyciągnął telefon i wybrał numer do Włoszki.
-Fran?Nie wiesz, gdzie jest Violetta?
-Wyjechała z Diego na urlop.
-Jak to wyjechała?!
-Nie mówiła ci nic?
-Nie.
Szatyn rozłączył się.Ze złości rzucił komórką o chodnik.Urządzenie roztrzaskało się z hukiem.
Nie powiedziała mu,że wyjeżdża i po prostu wyjechała?Tak bez słowa?Leon nie pracował  na razie w studio.Były wakacje.Nie miał nic do zrobienia.Postanowił iść do Federico, bo kto lepiej go zrozumie jak nie jego najlepszy przyjaciel?Zadzwonił do drzwi, gdzie mieszkali Federico i Ludmiła.
Drzwi otworzyły się,a w nich stał uśmiechnięty Federico.
-Siema stary!-krzyknął.
-Cześć.
-Wejdź.
-Jest Ludmiła?
-Nie,nie ma.Pojechała do swojej mamy na tydzień.
-W sumie to nawet lepiej.
-Czemu?
-Muszę z kimś pogadać.
-Chcesz coś do picia?
-Nie dzięki.
-Siadaj i opowiadaj.
-Wiedziałeś o tym, że Violetta wyjechała z Diego?
-Co?Jak to wyjechała?
-Byłem u nich, ale nie było ich w domu więc zadzwoniłem do Fran i powiedziała mi, że Violetta i Diego wyjechali na urlop.
-Niemożliwe przecież znasz Violettę, nie zrobiłaby czegoś takiego.
-Już raz tak zrobiła.Co miałoby jej przeszkodzić tym razem?
-Gdy wróci na pewno wszystko się wyjaśni.W ogóle co ty tak się nią ostatnio zacząłeś interesować?
-Zawsze się nią interesowałem i kto jak kto, ale ty powinieneś o tym wiedzieć.
-Nie, nie o to mi chodzi.Ostatnio byłeś jakiś taki skryty i tajemniczy.Mogę wiedzieć o co chodzi?
-Że niby ja?!Błagam cię Federico.
-Leon, znam cię.
-Sory, ale spieszę się.Lecę do Kathy.
-Unikasz tematu Leon.
-Federico spieszę się.Pogadamy innym razem.

-Fran przyszedł jakiś list do ciebie-oznajmił Marco wchodząc do gabinetu włoszki.
-Od kogo?
-Nie mam pojęcia-powiedział i podał jej list.
-Idę do dzieci jakby co, to zawołaj mnie okej?
-Okej-odpowiedziała.Kiedy jej mąż wyszedł z pomieszczenia od razu zabrała się za rozpakowywanie listu.Otworzyła go i zaczęła czytać.
                                                                Kochana Fran!
Chciałabym cię przeprosić, że wyjechałam bez słowa i napisałam ci tylko wiadomość, że jedziemy z Diego na urlop do Madrytu.Muszę ci coś powiedzieć, ale musisz obiecać, że nikomu tego nie powiesz.Obiecujesz?
-Obiecuję-powiedziała dziewczyna.
Jestem w ciąży.Tylko, że największym problemem nie jest to, że jestem w ciąży.Pamiętasz jak wyjechaliście do twojej mamy razem z Marco?Zostaliśmy wtedy z Leonem no i tak wyszło, że spędziliśmy ze sobą noc.Rozumiesz?!Jedną noc.I w tą jedną noc akurat musiałam zajść w ciąże.Jestem pewna, że to nie dziecko Diego.Nie spaliśmy ze sobą od około 2-3 miesięcy.Naty wie, że jestem w ciąży.Nie złość się na nią o to, że ci nie powiedziała.Poprosiłam ją o to.Francesca ja nie wiem co robić.Boję się.Błagam cię, nie mów nic Leonowi.
                                                                                                                                 Kocham!
                                                                                                                                      V.
Włoszka siedziała jak sparaliżowana.Jeszcze raz przeczytała list, bo nie mogła uwierzyć w to co się stało.Violetta była w ciąży i to w dodatku z Leonem.Nagle Marco wszedł do pokoju.Dziewczyna natychmiast włożyła list do szafki.
-I kto to?
-Moja mama.Chciała nam jeszcze raz podziękować, że przyjechaliśmy do niej-skłamała.
-To miłe z jej strony.
-Tak, masz rację.
Francesca wiedziała, że nie może nikomu o tym powiedzieć.Nawet Marco.

-Jesteś beznadziejna!-krzyknął Diego kiedy Violetta masowała go.
-Przepraszam Diego,staram się jak mogę.
-Nie możemy nawet uprawiać seksu, bo tobie zachciało się zajść w ciąże.Idiotka!-ponownie krzyknął tym razem uderzając ją w twarz.
-Diego jja,jaa,ja naprawdę nie chciałam-mówiła płacząc.
-Czyli co nie chciałaś mieć ze mną dziecka?!
-Nnie,to,to nie tak.
-Kłamiesz!
-Nie,jja nie kłammie Dieggo,przys.przysięgam.
-Przestań się jąkać!Pocałuj mnie!Zaproszenie mam ci wysłać?!
Szatynka choć niechętnie, zbliżyła się do Diego i pocałowała go.Ten chwycił ją w talii i przyciągnął do siebie.Wpadł w trans.Dziewczyna nie mogła go od siebie odepchnąć.Mocno złapał ją za nadgarstki uniemożliwiając jej ucieczkę.
-Die,Diego,przes,przestań!-mówiła próbując się wyrwać.Zaczął rozpinać jej sukienkę.Nagle zadzwonił telefon.Mężczyzna podniósł się i wstał, aby odebrać.
-Nie ruszaj się!-powiedział grożąc jej palcem.Kiedy wyszedł szatynka zapięła sukienkę,wzięła torebkę,ubrała buty i na palcach wyszła z domu.Gdy była już poza domem rzuciła się do biegu.Zapłakana biegła przed siebie.Nie wiedziała co robić.Bała się.Tak bardzo się bała.Chciałaby, żeby była tu Fran,Cami,Lu i Naty.Żeby byli tutaj wszyscy.Chciała, żeby on tutaj był.Przytulił ją mocno.Ona wtuliłaby się w niego i mogła poczuć by się bezpiecznie.Jednak życie nie jest tak kolorowe jak się wydaje.Dziewczyna zwolniła.Usłyszała pisk samochodu.Zobaczyła kierowcę.To był Diego.Szatynka stała sparaliżowana.Samochód jechał prosto na nią.Zbliżał się, a ona nie mogła uciec.Nie potrafiła.Później przed oczami miała już tylko ciemność.

Piosenka od autorki
-Leon!-krzyknęła zrozpaczona włoszka przez telefon.
-Fran spokojnie.Co się stało?!
-Violetta.Ona.Ona jest w szpitalu.
-Co?!Gdzie?!
-W Madrycie.Jesteśmy już na lotnisku.Lecimy do niej.
-Fran niedługo będę.
Szatyn złapał kilka swoich ubrań i włożył do walizki.Zapakował jeszcze kilka rzeczy i pojechał na lotnisko.Nie zdążył.Musiał lecieć drugim lotem,który był za 15 minut.Kupił bilet i czekał.Ten czas dłużył się, a szatyn był co raz bardziej zdenerwowany.Kiedy nareszcie wsiadł do samolotu musiał wyłączyć komórkę.Jeszcze przed wyłączeniem jej napisał wiadomość do Fran:
W jakim szpitalu?
Gdy doleciał włączył telefon.Przeczytał nazwę i adres szpitala i ruszył na miejsce.
Po 20 minutach był na miejscu.Wbiegł do szpitala.Zauważył Francescę.
-Fran!-krzyknął i podbiegł do niej.Płakała.Przytulił ją mocno próbując ją uspokoić.-Fran co się stało.Co z nią?-zapytał zaniepokojony.
-Żyje.Lekarze mówią, że będzie dobrze.Przeszła ciężką operację.
-To dlaczego płaczesz?Przecież to dobra wiadomość.Ona żyje.
-Leon.Jest coś o czym, o czym ty nie wiesz,
-Co?
-Ona była w ciąży.
-Jak to?Kiedy?
-Poroniła.
Kiedy szatyn chciał wejść do sali, gdzie leżała, włoszka zatrzymała go.
-Leon to jeszcze nie wszystko.To dziecko.To dziecko było,było twoje.
Leon zamarł.Jego oczy momentalnie zaszkliły się.
-To niemożliwe-powiedział.-Nie,nie to nie może być prawda!
-Leon to było twoje dziecko.
Szatyn kopnął w kosz znajdujący się w zasięgu.Osunął się po ścianie i zaczął płakać.Tak.Leon Verdas płakał.
W szpitalu pojawił się Marco.Wiedział już o wszystkim.Fran powiedziała mu kiedy tutaj jechali.Marco musiał zostawić synów u swojej kuzynki, która mieszka w Madrycie.
-Leon-powiedział podchodząc do niego.-Tak mi przykro-dodał.Reszta wiedziała już,że Violetta była w ciąży i że było to dziecko Leona.Fran choć obiecała, takiej sytuacji nie mogła tego nie wyjawić.
Ludmiła podeszła do zielonookiego i przytuliła go.On wtulił się w nią.Kochała go jak brata.Kiedy byli jeszcze razem łączyła ich silna więź, której nie da się tak utracić.Może nie byli idealną parą, za to byli idealnymi przyjaciółmi.On wtulił się w nią i płakał jak dziecko.

20 minut później.
Został tylko Leon.Marco i Fran musieli iść po swoich synów.Cami i Broduey też poszli.Naty i Maxi ruszyli zaraz po nich.Mieli przyjść jutro z samego rana.Lu musiała wrócić do Buenos Aires, bo Fede źle się czuje.Szatyn siedział na twardym krześle i nerwowo stukał palcami o blat stoliczka.Czekał,czekał na jakieś wiadomości.Chciał ją zobaczyć.Przytulić.To było jego dziecko.Gdyby nie wypadek nie dowiedziałby się o tym.Myślałby,że to dziecko Diego.Nagle zobaczył wściekłego Diego idącego przez korytarz.
-Co ty tutaj robisz?!-zapytał Leona.-Nie masz prawa tutaj być!Violetta to moja narzeczona, pogódź się z tym,że cie zostawiła.
-Teraz zamierzasz o tym pieprzyć?!Teraz kiedy ona o mało nie umarła?!-zapytał podchodząc do niego.Powstrzymywał się żeby nie rzucić się na niego.
-Wyjdź stąd!-krzyknął Diego.
-Nie wyjdę,a wiesz dlaczego?!Bo zależy mi na niej bardziej niż tobie.I nie odpuszczę, nie tym razem.Bo wiem, że ona mnie kocha.
-Odwal się od niej raz na zawsze!
-Bo co?!
-Bo ja tak mówię!-krzyknął Diego.
-Proszę pana niech pan się uspokoi i wyjdzie stąd-powiedział ochroniarz.Wyprowadził Diego z czego Verdas był zadowolony.Jak on może myśleć o takich rzeczach w tej chwili?!Przecież najważniejsze jest jej zdrowie.Lekarz wychodził właśnie z sali pooperacyjnej.
-Przepraszam.
-Tak?
-Będzie można ją zobaczyć?
-Pan jest kimś z rodziny?
-Tak, jestem jej mężem.
-Pana żona jest jeszcze w śpiączce kiedy się obudzi powiadomimy pana.
-Dobrze, dziękuję-powiedział i usiadł.
-A jeszcze jedno-powiedział lekarz.
-Tak?
-Niech pan idzie do domu.Odpocznie pan, a jutro, a właściwie już dziś-powiedział patrząc na zegar.-Wróci pan tutaj.
-Tak, już idę-skłamał.Wcale nie zamierzał się stąd ruszać.Nawet na myśl mu to nie przyszło.Chciał być tutaj z nią.Tylko z nią.
_____________________________________________________________________________
Kolejny rozdział! :D
Vilu :(
Ale nie martwcie się :D
Życzę miłego czytania! :D
Pozdrawiam! :D
Tini Blanco<3

Ps:Czy tylko u mnie nie ma jeszcze śniegu??? :(





wtorek, 2 grudnia 2014

Rozdział XIII

4 dni później.
Violetta
-Pomożesz mi wybrać i doradzisz.
-Oczywiście, że to zrobię.Dlaczego jesteś taka smutna?
-Nie....po prostu ja...muszę kończyć Fran.Do zobaczenia jutro o 13.00 w galerii.
Rozłączyła się.Słona łza spłynęła po jej bladym policzku.Miała wybierać suknie ślubną.Na myśl o ty, że niedługo zostanie żoną Domingueza robiło jej się niedobrze.Diego wszedł właśnie do sypialni.
-Chodź tu do mnie!-krzyknął i przyciągnął ją do siebie.Dziewczyna dobrze wiedziała o co mu chodzi.
-Pragnę cię!-powiedział i zaczął ją rozbierać.Pocałował ją, a po chwili sam zaczął się rozbierać.Wyszedł na chwilę w szlafroku do kuchni i wziął z stamtąd butelkę whisky.Usiadł na łóżku i nalał sobie do szklanki.
-Możesz się już ułożyć za chwilę zaczniemy-powiedział biorąc kolejny łyk alkoholu.Po 15 minutach Diego skończył pić.Gdy chciał zbliżyć się do szatynki padł nagle i zasnął.Zawsze tak było jak za dużo wypił.Potem nic nie pamiętał.Dziewczyna ściągnęła z niego szlafrok i sama rozebrała się.Wiedziała, że gdy dowie się, że się nie kochali, to skrzywdzi ją i powie, że to jej wina.Ułożyła się obok i zasnęła.Chciała, aby Diego myślał, że spali ze sobą.


Następny dzień.
Z Francescą były już w trzecim salonie.Violetta ubierała właśnie kolejną suknię ślubną.Gdy wyszła z przymierzalni zamarła.W salonie oprócz Fran była Lu,Cami,Naty,Broduey,Maxi , Fede i Andres.
-Zaprosiłam wszystkich, bo stwierdziłam, że będzie nam łatwiej-oznajmiła Fran z uśmiechem.
-Nie wierzę Vilu.Po prostu nie spodziewałam się tego po tobie.Poszłaś na zakupy beze mnie?!-zapytała zdenerwowana Ludmiła.
-Przepraszam Lu, po prostu nie miałam do tego głowy, ale obiecuję, że kiedy drugi raz będę wybierać suknię na pewno ci powiem-palnęła bez namysłu.
-Jak to drugi?-zapytała Natalia.
-Przejęzyczyłam się-powiedziała dziewczyna.
-Vilu ja też jestem tym oburzona!-powiedziała Cami.Z jej ust zaczął wylewać się potok słów.
-Cami,Cami, spokojnie-próbowała ją uspokoić Francesca.Rudowłosa usiadła i założyła ręce ze złości.
-Przepraszam Cami-powiedziała Violetta.
-Nie przepraszaj tylko ubieraj następną, bo ta mi się nie podoba.
Dziewczyna zaśmiała się i ruszyła do przymierzalni.Nie mogła przestać myśleć o Leonie i ich wspólnie spędzonej nocy.Chciałaby, żeby to był ich ślub.Już sobie wyobrażała sobie Leona w garniturze.Westchnęła marząc.
-Już?!-usłyszała krzyk Naty sprowadzający ją do rzeczywistości.
-Tak,tak.
Dziewczyna ubrała suknię i ruszyła do swoich przyjaciół.
-O boże!-krzyknęły wszystkie naraz.-Wyglądasz cudownie-powiedziała Fran, widząc, że reszta nie mogła wydusić z siebie słowa.
-Sembri una principessa!-powiedział Federico używając swojego języka.
-Możesz jaśniej Federico?!-zapytał Maxi nic nie rozumiejąc.-No właśnie-poparł go Andres i Broduey.
-Powiedziałem, że wygląda jak księżniczka.
-Aaaa-powiedzieli chórem.
Dziewczyna odwróciła się do ogromnego lustra.Dziwiła się, że nie ma Leona, ale później stwierdziła, że to dobrze, bo nie chce go już ranić.Co ma mu powiedzieć?!Sory Leon, przespaliśmy się, ale ja wychodzę za mąż i to koniec?!Dziewczyna w lustrze zobaczyła jak drzwi do salonu otwierają się.Stanął w nich Leon.Gdy zobaczył ją jego mina, była, była smutna i przygnębiona.Violetta odwróciła się przodem do nich i uśmiechnęła się blado do Leona.
-Hej.Przepraszam za spóźnienie-powiedział lekko zdyszany.
-Siema stary!-krzyknął Maxi i Federico.
-Leon!-krzyknęła Cami.-Nareszcie jesteś-dodała Fran.-Już się martwiliśmy-dopowiedział Federico.
Leon usiadł obok chłopaków.Nastąpiła ta niezręczna cisza, która wypełniona była jedynie tykaniem zegara.Oboje równocześnie spojrzeli na siebie.Ten kontakt wzrokowy mógłby trwać wieczność.Nie trzeba było im słów.Rozumieli się bez nich.
-Przymierzasz jakieś inne?-zapytała Fran widząc narastającą wciąż ciszę.
-Tak przymierzę jeszcze coś, ale myślę, że kupię tą-powiedziała jeszcze raz odwracając się do lustra.Znów spotkała się ze spojrzeniem Leona w lustrze.Uśmiechnął się lekko, a ona to odwzajemniła.Spuściła głowę, aby nikt nie widział, że płaczę i weszła do przymierzalni, aby ubrać kolejną suknię ślubną.


Verdas od początku wiedział, że to nie jest dobry pomysł,aby tam przychodził.Kochał ją i nie mógł nic zrobić.Ma patrzeć jak mówią sobie tak?!Jak szczęśliwa wybiera suknię ślubną?!Myślał, że po ich wspólnej nocy coś się zmieni, a jednak...Wyznał jej co do niej czuję jednak ona nie powiedziała mu nic.Nie wiedział na czym polega ich relacja.Przyjaźń?!Przyjaciele nie chodzą ze sobą do łóżka!Kochankowie?!Nienawidził tego słowa.Sam już nie wiedział, co ma o tym myśleć.


-Co tam u ciebie i Maxiego?-zapytała Violetta popijającą kawę Naty.Siedziały właśnie u Naty w domu i rozmawiały na przeróżne tematy.
-Wszystko w porządku, jesteśmy szczęśliwi.Nie wiem co bym bez niego zrobiła.Kocham go i nie wyobrażam sobie życia bez niego-mówiła z entuzjazmem.Nagle Violetta wybiegła do łazienki bez słowa.
-Violetta!Vilu wszystko w porządku?!-zapytała Naty.Gdy Naty weszła do łazienki dziewczyna siedziała na podłodze.
-Wszystko w porządku, po prostu od pewnego czasu mam mdłości i wymiotuję.To na pewno jakieś zatrucie.
-Na pewno?
-O co ci chodzi?
-Może ty jesteś w ciąży?
-Błagam cię Naty.
Naty wyszła z łazienki  i wróciła z dwoma małymi pudełeczkami.
-Masz-powiedziała.-To testy ciążowe.Zrób dwa, żeby mieć pewność.
-Naty nie jestem w ciąży!I w ogóle ty trzymasz testy ciążowe w domu?!
-Ostatnio robiłam, ale wynik był negatywny.Zrób to proszę-powiedziała wychodząc z łazienki.

Violetta wyszła właśnie z łazienki.Była zapłakana.
-Vilu co się stało?
-Jestem w ciąży-powiedziała załamana.
-To wspaniale!Diego na pewno się ucieszy.
Naty nie wiedziała jednak pewnych rzeczy.Szatynka wiedziała, że to dziecko nie jest Diego.Nie kochali się od około dwóch, trzech miesięcy.
-Naty, nie powiesz o tym nikomu?-zapytała ją Violetta.
-Nie, ale
-Obiecujesz?-przerwała jej.
-Obiecuję.


-Diego, ja,ja jestem w ciąży.
-Z kim?!-zapytał wściekły.
-Wiesz, że z nikim innym nie sypiam.
-Wszystko psujesz!Mieliśmy mieć ślub, a teraz jak ja pójdę z taką grubą beczką do ślubu?!Pomyślałaś o tym?!
-Przepraszam Diego, ale to po części twoja wina.
-Ty suko!-krzyknął i uderzył ją.-Jak śmiesz?!Nie mało ci, że wszystko niszczysz?!
Violetta dobrze wykorzystała fakt, że Diego upił się wtedy i zasnął.Gdyby wtedy tak się nie stało, domyśliłby się, że nie spali ze sobą i to nie może być jego dziecko.
-Wyjeżdżamy.
-Dokąd?
-Do Madrytu.Nie chcę, aby badali cię jacyś obcy lekarze.Zostaniemy tam, aż do porodu.
-Diego, ale
-Nie ma żadnego ale!-krzyknął.-Jedziemy jutro więc spakuj się.
Dziewczyna wysłała sms do Fran, że jadą z Diego na urlop.Nie mogła jej powiedzieć, że jest w ciąży.Wiedziała,że niedługo potem wszyscy się o tym dowiedzą, a także Leon, którego i tak już wystarczająco zraniła.Poza tym, bała się, że pomyśli, że to jego dziecko, chociaż miałby rację.Jak to Verdas ma w zwyczaju.
_________________________________________________________________________________
Kolejny rozdział...
Wiem beznadziejny i krótki,ale następny będzie mam nadzieję lepszy.
Zaskoczeni?!
Vilu jest w ciąży z Leonem! :D
Aaaaaaa!
Mam pytanie.
Czy tylko ja uważam, że Gery i Alex to najbardziej denerwujące osoby na świecie?
Życzę miłego czytania! <3
Tini Blanco<3




niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział XII

2 tygodnie później.
-Nie wiem-powiedział oderwany od rzeczywistości szatyn.
-A może polecimy na planetę marsjanków?-zapytał Federico.
-Może
-Leon, ziemia do ciebie!-krzyknął Federico prosto do jego ucha.
-Porąbało cię?!Nie musisz tak krzyczeć, przecież cię słyszę-oznajmił mu szatyn.Federico zacisnął mocniej pięści.
-Nie Leon, właśnie chodzi o to, że ty mnie nie słyszysz.Ty w ogóle mnie nie słuchasz.
-No właśnie, więc dlaczego ona nie odbiera ode mnie telefonów?!
-Co?-zapytał zdezorientowany Fede.
-Nie, nic.To już nie ważne-powiedział Leon.-Przepraszam, ale po prostu ja...nie wiem co robić.
-O co chodzi?
-Nic.
-Ta, już widzę to nic.
-Spadam na zajęcia.Nara-powiedział Leon i wyszedł.Federico nie rozumiał dlaczego szatyn nie chciał mu powiedzieć o tym co go martwi.Zawsze mówił mu wszystko.Fede był pewien, że chodzi o zaręczyny Violetty.Strasznie martwił się o niego.Gdy Violetta wyjechała zamknął się w sobie.Nie wychodził z domu, z nikim nie rozmawiał.Bał się, że to wszystko znowu może się powtórzyć.

-Wyjeżdżam na dwa tygodnie-powiedział wchodząc do sypialni z walizką.
-Gdzie?
-Nie twoja sprawa-powiedział oschle Diego.-Wracam za dwa tygodnie.Jeżeli dowiem się, że coś się tu działo to nie ręczę za siebie szmato!Zrozumiałaś?!
-Ttak-powiedziała jąkając się.Po 15 minutach nie było go już.Violetta nareszcie mogła odetchnąć.
Nie chciała tych zaręczyn.Dzień wcześniej Diego powiedział jej, że jeżeli się nie zgodzi to on zrobi krzywdę Leonowi.Musiała się zgodzić.Leon cały czas do niej dzwonił.Ich pocałunek, to była najpiękniejsza rzecz jak przytrafiła się jej od pięciu lat.Co ma mu powiedzieć?Że to była chwila słabości?Że to nigdy nie powinno się wydarzyć?Że to było bez znaczenia?!Przecież to bzdura.Musi coś wymyślić.W końcu niedługo zobaczy się z nim w studio.

-O co chodzi Fran?-zapytał Leon słysząc głos włoszki w telefonie.
-Mógłbyś się zająć Phil'em i Gabe'em?Jedziemy z Marco na trzy dni do mojej mamy do Włoch.Nie chcemy ich ciągnąć tak daleko.
-Spokojnie zajmę się nimi-powiedział ze spokojem w głosie Leon.
-Dziękuję Leon.Wyjeżdżamy dziś wieczorem więc możesz przyjść o 20:00?
-Tak.
-Do zobaczenia-powiedziała Francesca.
-Papa. Włoszka odetchnęła.Bała się, że Leon się nie zgodzi.Chociaż teraz nie wie czemu wątpiła w niego.Przecież zawsze mogła na nim polegać.Postanowiła o tym nie myśleć i wróciła do pakowania się.Punktualnie o dwudziestej zadzwonił dzwonek do drzwi.
-To do mnie-powiedzieli równocześnie Francesca i Marco.
-Jak to?-zapytała go Fran.
-No Violetta zajmie się Phil'em i Gabe'em.
-Nie, to Leon się nimi zajmie.
-Za późno.Dzwoniłem do niej już.
-Ja do niego też.
-Ups.Włoszka zaśmiała się.
-Może się zgodzą-powiedziała z nadzieję w głosie.Za drzwiami znajdowała się Violetta.Można się było tego domyślić, bo Leon nie należał do najpunktualniejszych osób.
-Vilu!-dziewczyna przytuliła ją.
-Jest taka sprawa, bo-zaczął Marco jednak przerwał mu dzwonek do drzwi.
-Leon-krzyknęła z radości włoszka.
-Hej Fran-powiedział uśmiechnięty kiedy przytulał Francescę jednak uśmiech zszedł mu z twarzy, gdy zobaczył Violettę.
-Hej-powiedział do niej po chwili.
-Hej-odpowiedziała.
-Chodzi o to, że Fran nie wiedziała, że ja dzwonię do Violetty i zadzwoniła do ciebie Leon,a ja nie wiedziałem, że moja kochana żona dzwoni do Leona i zadzwoniłem do ciebie Vilu więc...Chyba nie macie nic przeciwko razem się nimi zaopiekować?-zapytał z nadzieją w głosie Marco.
-Nie, spokojnie wszystkim się zajmiemy-powiedziała Violetta.
-Tak, poradzimy sobie-dodał Leon uspokajając państwa Tavelli.
-Już się bałam-powiedziała Fran.
-To my będziemy już wychodzić-powiedział Marco podając Francesce płaszcz.
-Bawcie się dobrze-powiedziała Violetta żegnając się z nimi.Zabrali walizki i wyszli z domu.Violetta usiadła obok Leona na kanapie.Szatyn oglądał jakiś horror.No tak, w końcu on nigdy nie przepadał za komediami romantycznymi.Uważał, że to wszystko takie przereklamowane i łatwo przewidywalne.Nagle usłyszeli płacz dziecka.Oboje zerwali się z kanapy.
-Ja pójdę-powiedziała Violetta.
-Nie, ja pójdę.
-Zaufaj mi-powiedziała
-Okej-powiedział uśmiechając się do niej.Szatynka odwzajemniła uśmiech i ruszyła do pokoju dzieci Francesci i Marco.Zapłakany Gabe nie chciał jednak przestać płakać.Dziewczyna przytulała go,kołysała jednak na nic.Szatyn wszedł do pokoju i wziął Gabe'a od dziewczyny.Dziecko natychmiast przestało płakać.
-Jak ty to robisz?-zapytała go roześmiana Violetta.
-Mam swoje sposoby-powiedział i uśmiechnął się do niej.Po chwili Gabe zasnął.Szatyn delikatnie włożył go do łóżeczka.Oboje wyszli z pokoju.
-Nie jesteś głodna?-zapytał nagle Leon.
-Trochę-odpowiedziała.
-W takim razie ja zrobię kolację.
-Pomóc ci?
-Żartujesz sobie ze mnie?.Mistrz kuchni nie potrzebuje pomocy-zaśmiał się i ruszył do kuchni.


Po skończonej kolacji obydwoje usiedli na kanapie.
-Możemy porozmawiać?-zapytała go.Szatyn wyłączył telewizor i oczekiwał, aż zacznie mówić.
-Leon, chodzi o ten pocałunek-powiedziała.
-Nie, ja wiem co chcesz mi powiedzieć.Chcesz mi powiedzieć, że to była chwila słabości, że to nic nie znaczyło,że-chciał dokończyć jednak ona przerwała mu pocałunkiem.Chłopak choć zaskoczony oddał pocałunek.
-Przepraszam Leon...ja znowu to robię-powiedziała i chciała odejść jednak on pociągnął ją za rękę i przyciągnął do siebie tak, że wylądowała na nim okrakiem.Leon pocałował ją namiętnie.Szatynka pogłębiła pocałunek.Chłopak zaczął jeździć rękami po plecach dziewczyny.Ona zaczęła rozpinać jego koszulę nadal nie przerywając pocałunku.Po chwili dziewczyna wstała i wzięła go za rękę.Ruszyli do sypialni, gdzie domyślacie się co się wydarzyło.


Promienie słońca obudziły dziewczynę.Nie mogła się ruszyć, ponieważ ręce szatyna otulały ją.
Przypomniała sobie, co stało się tamtego wieczoru.Wiedziała, że naraża siebie i jego na niebezpieczeństwo jednak kiedy on przyciągnął ją do siebie nie myślała o niczym innym, tylko o tym, że go pragnie.Tamta noc była cudowna.Był taki delikatny dla niej.Delikatnie uniosła ręce szatyna i odwróciła się do niego.On nadal spał, jego ręce znów otuliły ją.Wyglądał tak słodko.Jego poczochrane włosy sprawiały,że wyglądał jeszcze bardziej seksownie.Wtuliła się w niego i wtedy on otworzył swoje piękne, zielone oczy.Ona uniosła głowę wyżej, na wysokość jego głowy i musnęła jego usta.
-Hej-powiedział po chwili do niej uśmiechając się.
-Hej-odpowiedziała znów całując go.Gdy chciała wstać on mocno przytulił ją jakby już nigdy nie chciał jej wypuścić.
-Pójdę sprawdzić co z Philem i Gabe'm-wyjaśniła.Szatyn podniósł ręce i niechętnie pozwolił jej wstać.Otulona kołdrą zaczęła szukać swoich ubrań.Gdy nareszcie je znalazła, poszła do łazienki, aby wziąć prysznic i ubrać się.Chłopak założył na siebie ubrania i ruszył do pokoju dzieci państwa Tavelli.Te słodko spały.Gdy wszedł do kuchni ona już tam była.Na stole znajdowały się dwie małe miseczki.
-Śpią?-zapytała Violetta wciągając plastikowe łyżeczki.Leon lekko przytaknął.
-Mogę ich obudzić, zjedzą coś, a potem może pójdziemy z nimi na spacer?
-Okej-powiedziała.Zachowywali się dziwnie.Oboje nie wiedzieli co zrobić w takiej sytuacji.Violetta zdradziła Diego.Jednak ona nie postrzegała tego tak jak Leon.Nie miała wyrzutów sumienia i gdyby mogła, zrobiłaby to ponownie.
___________________________________________________________________________________
Tak prezentuje się rozdział numer XII.
Krótki wiem ;D
Ale ostatnio mam strasznie dużo nauki.
Sprawdziany próbne itp. więc rozdziały będą pojawiać się rzadziej ;(
Ale nie martwcie się, dam radę ;D
Pozdrawiam! <3
Tini Blanco<3



piątek, 21 listopada 2014

Rozdział XI

1 miesiąc później
-Nie uważasz, że to dziwne?
-Dlaczego?
-No, bo zaprasza nas na kolację do jakiejś restauracji, ale nie mówi dlaczego?
-Nie mam pojęcia Fran, ale musimy iść przecież nie możemy odmówić to byłoby nie miłe z naszej strony.
-Z kim zostawimy Paula i Gabe'a pomyślałeś o tym?
-Masz rację.
-Ja z nimi zostanę-wtrącił się Leon wchodząc do pokoju.Diego zaprosił wszystkich na kolację.Nikt nie wiedział o co chodzi.Z jakiej to okazji.
-Jak to, to ty nie idziesz?-zapytała Fran.
-Nie, jakoś nie mam ochoty.
-Nie, zrobimy tak.Moja mama zaopiekuje się nimi, a my pójdziemy.Ty też Leon.-oznajmił Marco.
-Marco ma rację Leon.Vilu będzie przykro jak nie przyjdziesz.
-Łatwo ci powiedzieć.Wszyscy będą tam z kimś, a ja będę się czuł jak ostatni kretyn.
-Nie masz jakiejś przyjaciółki, która mogłaby z tobą iść?-zapytał Marco.
-Mam-zaśmiał się Leon.


.
-Kathy idziesz?-pytał po raz kolejny Leon.
-O matko nie stresuj się tak, przecież zdążymy.
-No ja nie wiem.Z twoim tempem to chyba nie możliwe.
Blondynka wyszła z pokoju poprawiając włosy.Wyglądała olśniewająco.
-Dlaczego masz taką minę?-zapytał Leon
-Chyba wiem dlaczego Diego zaprosił was do restauracji.Przecież to oczywiste.
-Nie rozumiem.
-Leon on chce się jej oświadczyć.Leon zamarł.
-Nie to niemożliwe.
-Leon to oczywiste.
-Nie nie wierzę w to Kathy.Nie idę tam.Nie mogę tam pójść.
-Musisz.Pokaż mu, że nie łatwo cię tak złamać, że nie obchodzi cię to, że nie zależy ci już.
-Tylko problem jest w tym ,że obchodzi mnie to i cholernie mi zależy!-krzyknął Leon.-I nie, nie pójdę tam słyszysz, nie pójdę!
Kathy zaczęła płakać.
-Przepraszam.Debil ze mnie.-powiedział i przytulił ją mocno.
Dziewczyna wtuliła się w niego.
-Ale jeżeli on chce się jej oświadczyć tak jak mówisz, to jak myślisz ona się zgodzi?
-Nie znam jej Leon, ale mam nadzieję, że nie.Gdybym była na jej miejscu nie zgodziłabym się, chociaż znam go o wiele, wiele mniej niż ona.
-Dziękuję-powiedział i czule pocałował ją w czoło.
-Idziemy?
-Tak


Restauracja była bardzo elegancka.
-Cami?
-Tak Broduey?
-Kocham cię
-Co ci się zebrało na takie zwierzenia?
-Nie wiem.Tak po prostu.
-W takim razie ja ciebie też.Wiesz co?Nie sądzę, żeby nas było kiedykolwiek stać na przekąskę w takiej restauracji, a co dopiero obiad czy kolację.
-Co?Nie jest tu, aż tak drogo.
-Nie wcale.
-Nie przesadzaj kochanie.
-Nie przesadzam.Po prostu uważam, że ja też mogę pracować.
-Porozmawiamy o tym w domu.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.

Piosenka od autorki :D
-Proszę wszystkich o uwagę-zaczyna się-pomyślał Leon.-Vilu.Jesteśmy ze sobą już od pięciu lat.Kocham cię jak nikogo i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.Jesteś kobietą mojego życia.Chcę mieć z tobą dzieci, chcę się z tobą zestarzeć.Więc pozwól mi na to.....i wyjdź za mnie-zakończył klękając i wyciągając pierścionek.Leon poczuł kogoś dłoń.Kathy mocno ścisnęła jego dłoń i zaczęła ją masować kciukiem.Violetta wyglądała na zdziwioną, ale także na przestraszoną.Leon miał nadzieję, że nie przyjmie jego oświadczyn.
-Vilu powiesz coś?-zapytał ją Diego.
-Tak, wyjdę za ciebie-powiedziała bez żadnych emocji rozglądając się po sali.Wszyscy zaczęli bić brawo.Wszyscy oprócz Kathy i Leona,który wyszedł.Violetta, która powiedziała Diego, że idzie do łazienki poszła za nim.Leon wyjechał windą do góry.Violetta postanowiła pójść schodami.
Wyszła za nim na dach bloku, w którym znajdowała się restauracja i tak jak on oparła się o mur.
-Wysoko tu-zaśmiała się.Jednak on nie zareagował-Leon ja
-Nie Violetta przestań!Nie rozumiem cię.Najpierw mówisz mi, że mnie kochasz,  potem przyjmujesz oświadczyny Diego.
-To skomplikowane.
-To zawsze było skomplikowane!
-A dlaczego dla ciebie to takie ciężkie.Dlaczego nie możesz pogodzić się z tym, że przyjęłam te cholerne oświadczyny?!
-Nie udawaj, że nie widzisz.
-Czego?
-Tego, że nadal cholernie mi na tobie zależy!Kocham cię Violetta.Zawsze kochałem.Tęsknię za tobą.Nie mogę przestać o tobie myśleć.Kocham cię jak wariat i teraz chce zrobić coś czego będę później żałował, bo wściekniesz się na mnie.
-Leon...co chcesz zrobić?
-To-powiedział i pocałował ją.To było takie magiczne.Violetta choć zaskoczona oddała pocałunek.Oboje z nich nie chciało, aby to kiedykolwiek się skończyło.Dla nich mogło to trwać w nieskończoność.Violetta oplotła ręce wokół jego szyi, a on objął ją w pasie.
-Przepraszam-powiedział nadal trzymając ją.
-Nie przepraszaj-powiedziała i tym razem to ona go pocałowała.


-Przepraszam-powiedziała Kathy zderzając się z kimś.
-To ty?Blondynka podniosła głowę i zobaczyła go.
-Paul?Co ty tutaj robisz?
-Jestem na kolacji z przyjaciółką.
-Z przyjaciółką?
-Tak z przyjaciółką.
-W sumie to nie moja sprawa więc...
-Nie naprawdę to jest tylko moja przyjaciółka.
-Ok idę, moi znajomi czekają.
-No to......cześć.
Matko naprawdę musiałam to powiedzieć?Kathy wzięła butelkę szampana i przystanęła w progu drzwi.
Oparła się o framugę i wzięła łyk alkoholu.Z przyjaciółką? Tak jasne-pomyślała widząc Paula i tą przyjaciółkę śmiejących się.Jaka ja jestem głupia.On jest taki przystojny i słodki.Ma taki ładny uśmiech.
W ogóle co to jest za dziewczyna?
Wygląda jak zakonnica.Ubrana po szyję w jakieś grube ciuchy.
Nie pasuje do niego.No,  ale przecież to tylko jego "przyjaciółka".
Swoją drogą ciekawe, gdzie jest Leon.Martwię się o niego.Ten debil Diego oświadczył się jej.Nie wyglądała na szczególnie zadowoloną.Skoro tak to po co przyjęła te oświadczyny?

_______________________________________________________________________
Kolejny rozdział.
Wiem beznadziejny ;0
Odpowiednia ilość komentarzy=Rozdział XII.
Pozdrawiam! <3
Tini Blanco<3

środa, 19 listopada 2014

Rozdział X

2 miesiące później.
Diego nadal się nie zjawił.Nie ma go i nawet nie daje żadnego znaku życia.Nie przeszkadzało jej to wręcz przeciwnie.Dziś mogła nareszcie wrócić do domu.Stał się jakiś cud, że przeżyła.Lekarze nie dawali jej żadnych szans, a jednak przeżyła, jest tu.
-To do zobaczenia.
-Jak to?-zapytałam.
-Przyjdę do ciebie około drugiej.Chyba nie sądzisz, że będziesz tutaj sama?Jesteś osłabiona, potrzebujesz pomocy.Mojej pomocy.
-Leon nie musisz.Sama dam sobie radę.
-Tak, tak do zobaczenia-powiedział i zamknął drzwi.Szatynka zaśmiał się pod nosem.Kochała to w nim.Tą jego troskliwość i opiekuńczość.Zaczęła rozglądać się po mieszkaniu.Popatrzyła na schody, z których spadła.Wiedziała, że to Diego ją zepchnął.Jednak nie chciała nikomu tego mówić.Bała się.Postanowiła wziąć prysznic.Po odświeżeniu się usiadła przed telewizorem.Nie mogła uwierzyć w to, co się stało.Była w szpitalu.Mogła umrzeć.Mogła już nigdy nie zobaczyć Cami,Fran,Naty,Lu i reszty,a co najważniejsze mogła już nie zobaczyć jego.Tak bardzo za nim tęskniła.W pierwszych dniach słyszała go jednak potem przestała.Chciałaby z nim porozmawiać.W końcu w szpitalu powiedziała mu, że go kocha.On unikał tego tematu, albo zapomniał już o tym.Kiedy w końcu odważyła mu się o tym powiedzieć, on po prostu o tym zapomniał.Te słowa, które mu powiedziała były pierwszymi jakie przyszły jej do głowy kiedy go zobaczyła.Siedział zapłakany przy łóżku.Włączyła telewizor.Usłyszała trzask drzwi.Podniosła się i powoli zaczęła podchodzić do drzwi.
Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł Diego.
-Słyszałem, że dziś cię wypisali więc stwierdziłem, że wrócę.Przecież muszę się tobą zaopiekować.
Co jest nie przywitasz się?-podszedł do niej i pocałował ją.Violetta nie mogła się ruszyć.Była sparaliżowana.
-Dlaczego mi to zrobiłeś?-zapytała w końcu.
-Dlaczego?Zrobię to ponownie jeśli znów będziesz rozmawiała z Verdasem!-krzyknął i uderzył ją.
Dziewczyna zaczęła płakać.
-Diego,tto nie ttak.To, to był przypadek-próbowała się tłumaczyć.
-Tak jak to, że on cały czas za tobą chodzi?!
-Śledzisz mnie?
-Zamknij się!Zrób mi coś do jedzenia.Jestem głodny.Pospiesz się, bo nie lubię czekać.


-Sądzi pani, że jej się spodobają?
-A jaka ona jest?
-Wyjątkowa
-Na pewno się jej spodobają
-Ufam pani-zaśmiał się szatyn
Gdy kupił kwiaty i wyszedł ze sklepu, ruszył do domu Castillo.Zadzwonił do drzwi.Zamarł kiedy zamiast szatynki zobaczył jego.
-Cześć.Jest Violetta?
-Śpi.Jest zmęczona, nie będę jej budzić specjalnie po to, abyś mógł ją zobaczyć.Ona nie potrzebuje twojej pomocy.Ja się nią zajmę.Zajmij się własnym życiem, a nie wtrącaniem się w cudze sprawy.
-To moja przyjaciółka, chciałem z nią tylko porozmawiać
-Mówiłem już.Violetta śpi.
-Przyjdę później
-Wiesz, dziś urządzam dla niej kolację.Taką dość prywatną,po której..no wiesz.Chcemy się sobą nacieszyć.Nawet nie wiesz jak się ucieszyła kiedy mnie zobaczyła.Muszę już iść więc..Cześć Leon-Diego zatrzasnął mu drzwi przed nosem.Szatyn zacisnął pięści.Zaczął iść.Przed siebie.Wyrzucił kwiaty do kosza.Wiedział do kogo teraz zadzwonić.
-Kathy?Możemy się spotkać?
-Kiedy i gdzie?
-Najlepiej teraz, może w parku?
-Już jadę


-Leon co się stało?-zapytała zaniepokojona siadając obok niego na ławce.
-To wszystko, to nie ma sensu.Ona go kocha, on wrócił i...
-Leon spokojnie.Opowiedz mi wszystko po kolei.Mam czas.Dla ciebie zawsze go znajdę.
-No, bo wiesz, gdy ona była w szpitalu i obudziła się to powiedziała, że, że mnie kocha, a teraz pojawił się Diego i on,on już nie pozwoli mi się z nią zobaczyć.
-Myślę, że coś jest nie tak nie uważasz?Najpierw ona mówi ci, że cię kocha, a potem on wraca i wszystko jest jak dawniej.W ogóle dlaczego nie pozwolił ci się z nią zobaczyć?
-Powiedział, że ona śpi.
-Ja do niej pójdę.
-Jak to?
-No po prostu.Powiem mu, że jestem ze Studia i Violetta musi podpisać kilka papierów i w ogóle muszę z nią porozmawiać o pracy.Zobaczę czy wszystko z nią w porządku.Może wtedy się trochę rozluźnisz ok?
-Dzięki Kathy, ale nie musisz.
-Tak,tak idę do niej pa.Szatyn zaśmiał się.


-Ja do Violetty.
-Śpi.
-No to ją obudź.
-Jest zmęczona.
-To nie zajmie długo.
-Wolałbym jednak nie.
-Ja wolałbym jednak tak.
-O co chodzi?
-To nie twoja sprawa.
-Ja i Violetta mówimy sobie wszystko.
-No widzisz jednak nie, bo gdybyście mówili sobie wszystko to wiedziałbyś o co chodzi.
-Posłuchaj
-Nie.To ty mnie posłuchaj.Chcę się z nią zobaczyć, mam do tego prawo więc rusz swoje cztery litery i ją zawołaj.
Diego zatrzasnął jej drzwi przed nosem.
-Idiota!-krzyknęła.Była wściekła.Nie wiedziała, że z niego, aż taki kretyn.
I co ja teraz powiem Leonowi?-pomyślała.Nagle zderzyła się z kimś.
-Przepraszam-rzuciła odruchowo.Gdy zobaczyła przystojnego szatyna uśmiechnęła się.
-To ja przepraszam-powiedział również uśmiechając się do niej.
-Kathy-powiedziała wyciągając do niego rękę.
-Paul-uścisnął jej rękę.


-Fran co się dzieję?
-Marco, to chyba już.
-Co już?
-Ja rodzę!
-Fran spokojnie,poczekaj tutaj,ja podam ci płaszcz i pojedziemy do szpitala.Nie ruszaj się stąd.
Po chwili byli już w samochodzie.
-Jedźmy już-pospieszała go zdenerwowana Francesca.
-Czekaj nie mam kluczyków.Spokojnie Fran
-Przestań mnie uspokajać!
Po chwili wrócił z kluczykami.Ruszyli do szpitala.Marco zadzwonił do wszystkich jednak odebrał tylko Leon i Violetta po chwili także Lu i Fede.
-Wleczemy się, mógłbyś jechać trochę szybciej?!
-Fran
-Nie Franuj mi tutaj!
-Oddychaj spokojnie.Wdech i wydech.
-Marco!
Gdy nareszcie dojechali do szpitala na miejscu byli już Leon i Fede razem z Ludmiłą.
-Zabierzcie go ode mnie!-mówiła Francesca wskazując na Marco.Pospiesznym krokiem ruszyła w stronę szpitala.Wszyscy szli za nią.Dla Lu i Fede była to ciężka sytuacja.Nie mogli mieć własnych dzieci więc patrzenie na szczęście innych rodziców nie ułatwiało im niczego.Leon śmiał się z całej tej sytuacji.Marco szedł za Francescą starając się jej pomóc, a ona krzyczała na niego gestykulując rękami.To wszystko wydawało mu się zabawne.Po chwili wszyscy oczekiwali narodzin dzieci państwa Tavelli.Do sali wbiegła Violetta.Leon wstał i podszedł do niej.
-I co z nią?
-Jeszcze nic, Marco jest z nią na sali.
-Leo
Chciała mu coś powiedzieć jednak przerwała jej pielęgniarka, która razem z doktorem prowadziła, a raczej ciągła Marco, który najprawdopodobniej zemdlał. Ułożyli go na siedzeniach i weszli z powrotem do sali.Leon podszedł do Marco i zaczął go ocucać.
-Tam było tyle krwi-zaczął majaczeć.
-Marco
-Leon tam było tak dużo krwi, ja widziałem głowę mojego synka.Leon zaśmiał się.Z sali wyszedł lekarz.
-Gratuluję.Ma pan pięknych i co najważniejsze zdrowych synów.Możecie do niej wejść.Jest w sali numer 2.
-Dziękuję-powiedział jeszcze nie do końca przytomny Marco.
Wszyscy ruszyli do sali numer 2 wraz z Marco.
-Fran gratuluję-przytuliła ją Violetta.
-Dziękuję kochana.
-Boże jacy oni słodcy-powiedziała Lu.-Mogę?-zapytała wskazując na nich.
-No pewnie.Ludmiła podniosła jednego z nich i przytuliła delikatnie.Marco podszedł i pocałował Fran.
-Jak dacie im na imię?-zapytał Fede.
-Phil i Gabe-oświadczyła im Francesca.
-Pasuje do nich powiedział Leon, który trzymał na rękach Gabe'a.
Po chwili reszta do nich dołączyła.Violetta zadzwoniła do nich kiedy była w drodze do szpitala.
-Musimy dać im odpocząć-powiedział Leon.-Niech się sobą nacieszą-dodała Vilu.Leon uśmiechnął się do niej, co nie umknęło uwadze Cami.Ta zaśmiała się i pokręciła głową z dezaprobatą.
__________________________________________________________________________
Ta dam!
Kolejny rozdział.
5 komentarzy=Rozdział XI





czwartek, 13 listopada 2014

Rozdział IX

Piosenka.Włączcie ją :D
Leon
-Przykro mi.Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy.Obrażenia były zbyt poważne.Ona już się nie obudzi.
-Nie.Dlaczego kłamiesz?!Dlaczego nas okłamujesz?!Przestań!Dlaczego tak mówisz przecież ona żyje, ona się obudzi rozumiesz to?!Ona nie umarła, ona nadal tutaj jest.Jest tutaj z nami!Przestań opowiadać takie kłamstwa.Nie rozumiem dlaczego?!Czy to sprawia ci taką przyjemność?!-mówił nie wierząc w to, co mówi lekarz.
-Leon-podeszła do niego Fran, która płakała.Przytuliła go, a on zaczął płakać jak dziecko.
-Ona nie może Fran rozumiesz?!Ona nie może umrzeć.Dlaczego on tak mówi?!
Na korytarzu pojawili się Naty i Maxi.Podeszli do nich oczekując jakichkolwiek informacji.Dobrych informacji.Mina Fran mówiła wszystko.Lekko pokręciła głową i wtuliła się w Maxiego i Natalię, która zaczęła płakać.Maxi podszedł do Leona.Nie wiedział, co ma zrobić.Co zrobić w takiej chwili?
Okłamywać go, że czas leczy rany?!To bzdura.
-Leon-zaczął.-Przykro mi-powiedział.Dlaczego tylko tyle?Bo przez szybę zobaczył Violettę.Wyglądała tak bezbronnie.Podpięta do wszystkich maszyn.Nic więcej nie mógł z siebie wydusić.Po chwili dołączyli do nich już wszyscy.Leon odłączył się od reszty.Wszedł do sali, w której leżała.I przystanął.Wyglądała jakby spała.To niemożliwe, że to maszyny utrzymują ją przy życiu.Violetta jest silna.Sama to potrafi.Ona jak nikt inny żyje pełnią życia.Leon przypomniał sobie ją w każdych momentach, kiedy jeszcze byli razem.Była taka szczęśliwa,pełna życia.Można było zarazić się od niej tą energią, którą wszystkim dawała.Co najważniejsze.Była sobą.Tylko i wyłącznie sobą.

Piosenka.Włączcie ją :D
-Vilu,kazali mi się z tobą pożegnać...ale ja nawet nie wiem jak.Co mam ci powiedzieć?Nigdy nie musiałem się z tobą żegnać.Przynajmniej nie w takim momencie.Nie na zawsze.Ja nie chcę tego mówić.Nie chcę mówić żegnaj.Nie popełnię tego błędu już nigdy.Nigdy więcej.Nie zrobię tego tak jak wtedy.Wtedy kiedy powiedziałaś mi, że odchodzisz.Tęsknie za tobą.Jednak nie powiem, że będę tęsknił, bo ty żyjesz.Ty nadal żyjesz.Vilu kocham cię.Kocham cię jak wariat.Jesteś dla mnie jak tlen.Bez ciebie moje życie nie ma sensu.Nie musisz się do mnie odzywać, nie musisz być moją przyjaciółką.Wystarczy, że po prostu będziesz, że będę mógł zobaczyć jak się śmiejesz.Jak śpiewasz, tańczysz.To mi wystarczy.Tylko, że ciebie już tutaj.....nie ma-zakończył nie powstrzymując łez.
-Kocham cię Leon.....
________________________________________________________________________________
Jakie zaskoczenie! :D
Pozdrawiam! <3
Tini Blanco<3

poniedziałek, 10 listopada 2014

Nowy blog ;D

Uwaga, uwaga!
Mam okazję i przyjemność zaprosić was na mojego nowego bloga: You are like a drug for me 
Założyłam go całkiem niedawno.Prolog już jest także zapraszam do czytania.Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Pozdrawiam! <3
Ps.Wiem zmieniłam nazwę, ale to dlatego, że 1D mieli wczoraj Live Streama i chciałam komentować, a żeby być bardziej zauważalną w tamtym gronie zmieniłam ikonkę i nazwę.Niedługo z powrotem ją zmienię :D
Tini Blanco<3

piątek, 7 listopada 2014

Krótko i na temat :D

Kochani! Chciałabym wam pokazać kolaż i dyplom, jaki zrobiła dla mnie nasza kochana blogerka Candy za udział w konkursie, o którym pisałam już we wcześniejszym poście..
Dziękuję Ci bardzo Candy! :D

Nie mogą wam się nie podobać ;D
Mi podobają się bardzo! :D
Są cudowne ;)
Pozdrawiam! <3
Tini Blanco<3

piątek, 24 października 2014

Długo,długooooooo, wyczekiwana niespodzianka :D

Kochani!
Przychodzę do Was dzisiaj, z mam nadzieję dobrą wiadomością :D
Otóż wzięłam udział w konkursie na One Parta i uwaga.....zajęłam.....z resztą, co ja będę wam mówić.Wejdźcie sobie na tego bloga :D Wyniki konkursu Os 
No więc tak, jednak wam powiem :D Zajęłam I miejsce!!!Aaaaaa :D Jestem taka szczęśliwa :D
Myślałam, że będę ostatnia, a tutaj proszę :D
To OS, który brał udział w tym konkursie :D Mam nadzieję, że wam się spodoba :D
_________________________________________________________________________________
                                                                Twoja Księżniczka
-Proszę przestań!-krzyczała śmiejąc się.-Nie wytrzymam już!-mówiła do chłopaka.
-Przestanę jak przyznasz, że miałem rację-mówił łaskocząc szesnastolatkę.
-Ok, miałeś rację-powiedziała, a on natychmiast przestał.
-Widzisz, zawsze znajdę sposób na to abyś przyznała mi rację-powiedział, a ona zaśmiała się.
-Mówiłem ci, że nikt nawet nie zauważy, że nas nie ma-powiedział.Byli właśnie na kolacji ze swoimi rodzicami, którzy rozmawiali na temat spraw biznesowych.Muzyka klasyczna  oraz temat rozmowy rodziców była wystarczającym powodem aby Verdas  i Castillo mogli zniknąć pod pretekstem, że muszą udać się do toalety.Czy ktoś to zauważył?Nie.Zdecydowanie nie.Praca zawsze była na pierwszym miejscu.Jednak im to nie przeszkadzało.Mieli siebie.Mieszkali razem ze swoimi rodzicami w jednym ogromnym domu.Z początku  nienawidzili się, ale gdy rodzice wychodzili na bankiety i spotkania biznesowe, oni zbliżyli się do siebie.Odkryli, że mają wspólne zainteresowania, a później wszystko samo się ułożyło.Teraz nie mogą się rozstać choćby na chwilę.
-To co robimy księżniczko?-zapytał dziewczynę.
-Nie jestem księżniczką-powiedziała oburzona.
-Jesteś, jesteś-droczył się z nią.Kochał tak do niej mówić, ale ona tego nienawidziła.
-Ej!-krzyknęła i zrobiła smutną minkę.To zawsze na niego działało.
-No dobra-powiedział i podniósł się z ławki.-Księżniczko-powiedział szeptem tak, aby ona nie mogła tego usłyszeć.
-Kurczę, chyba będzie padać-powiedziała patrząc w ciemne chmury na niebie.Miała rację.Po chwili runął deszcz.Zimne,ciężkie krople spadały na nich.
Taniec w deszczu Leonetty<3
-Chodź musimy uciekać, bo zmokniemy-powiedział szatyn.Jednak ona zrobiła coś czego się nie spodziewał.Zaczęła tańczyć.Pociągnęła go za rękę i po chwili oboje tańczyli.W deszczu.Nie przeszkadzało im to, wręcz przeciwnie.Dziewczyna zbliżyła się i złożyła delikatny pocałunek na ustach chłopaka.
-Kocham cię-powiedziała.
-Vilu-powiedział podchodząc do niej zaniepokojony szatyn.
-Co?Ubrudziłam się gdzieś?-zapytała widząc jak zielonooki jej się przygląda.
-Krew cieknie ci z nosa-powiedział wyciągając z kieszeni dżinsowych spodni chusteczki.-Proszę-powiedział podając dziewczynie jedną z dziewięciu chusteczek.
-Dziękuję-powiedziała i przyłożyła chusteczkę do nosa.
-Może powinnaś pójść do lekarza?-zapytał.
-Daj spokój.Nigdy nie lała ci się krew z nosa?-zapytała z niedowierzaniem.
-No tak, ale
-Nie ma żadnego, ale-przerwała mu.
-Skoro nie chcesz iść do lekarza, to pójdziemy do domu.Musisz odpocząć-powiedział, a raczej stwierdził.
-Leon!Nie!-krzyknęła obrażona.
-Tak idziemy.Chodź-powiedział chwytając dłoń ukochanej.Jednak ona wyrwała mu się i poszła przodem nie odzywając się słowem.Nie zamierzał po raz kolejny jej ulec.Martwił się o nią.Nie rozumiała, że on robi to dla jej dobra?Do domu doszli w ciszy.Violetta zamknęła się w swoim pokoju.Leon zamierzał zrobić kolację dla niej.Po piętnastu minutach szatynka zaczęła schodzić na dół po schodach.W pewnym momencie przewróciła się.
Violetta!-krzyknął podbiegając do niej.
-Nic mi nie jest-powiedziała.-Tylko trochę mi słabo-dodała.
-Zadzwonię po twoich rodziców.Musicie jechać do lekarza-powiedział podając jej rękę.Ona niechętnie przystała na ofertę chłopaka.Położył ją na sofie.
-Chcesz wody?-zapytał.Ona tylko pokręciła głową.-Idę zadzwonić-powiedział.Po 15 minutach Violetta siedziała już w samochodzie.Leon nie mógł z nimi jechać.Gdy dojechali na miejsce musieli zaczekać w poczekalni.Po chwili doktor przyjął ich i zrobił dziewczynie kilka badań.Znów musieli zaczekać.
-Violetta Castillo-powiedział wyłaniając się z gabinetu.-Proszę-powiedział gdy zauważył ich.
-Czy odczuwasz ostatnio zmęczenie?-zapytał.
-Trochę-odpowiedziała niepewnie.
-Skąd masz ten siniak?-zapytał wskazując siniak na nadgarstku Violetty.
-Uderzyłam się-powiedziała.
-Niestety nie mam dobrych wieści-powiedział.
-Panie doktorze, co się dzieję-zapytał German, ojciec Violetty.
-Państwa córka ma białaczkę-powiedział po chwili.
-Co?!To niemożliwe!Nikt w naszej rodzinie nie chorował na białaczkę-krzyczał German.
-Proszę pana białaczka nie jest chorobą dziedziczną-powiedział lekarz.-Córka musi poddać się natychmiastowemu leczeniu-powiedział.-Najlepiej żeby już dziś, została w szpitalu-dodał.
-Dobrze-powiedziała matka Violetty.-Przywieziemy ci rzeczy kochanie.Nie martw się wszystko będzie dobrze-powiedziała przytulając córkę.Violetta była zdziwiona.Czy naprawdę musiało jej się coś stać, aby rodzice zwrócili na nią uwagę?
-Czy może mnie ktoś dziś odwiedzić?-zapytała lekarza.
-Nie, niestety dziś już nie, ale za dwa dni tak-powiedział z uśmiechem.-To jest Alice.Oprowadzi cię po oddziale-powiedział doktor Paul wprowadzając do gabinetu młodą brunetkę.
-Chodźmy-powiedziała.Gdy skończyła, zaprowadziła ją do jej sali.Alice była dla niej bardzo miła.
-Jutro będziesz miała pierwszą chemię.Czy wiesz co to jest?-zapytała.
-Tak, wiem-odpowiedziała zgodnie z prawdą Violetta.
Minęły dwa dni.Violetta była bardzo osłabiona.Po chemii robiło się niedobrze.Często wymiotowała.
-Dzień dobry-powiedziała wchodząc do sali Alice.
-Cześć Alice-odpowiedziała z uśmiechem Violetta.
-Jak się czujesz?-zapytała siadają na łóżku.
-Nieźle-odpowiedziała.
-Jesteś bardzo dzielna-powiedziała Alice.Chciała założyć włosy za ucho dziewczyny jednak te, wyrwały się z lekkością.-Może je zetniemy?- zapytała.-To twój wybór-dodała.
-Dobrze, możemy je obciąć-powiedziała Violetta.Po chwili Alice wróciła z nożyczkami.Starannie obcięła włosy dziewczyny.Violetta przyglądała się swojej nowej fryzurze w lustrze.
-Może być-powiedziała.
-Doktor Paul powiedział, że mogę mieć dziś gości-powiedziała Violetta.
-No właśnie chciałam ci przekazać, że dziś jeszcze nie może cię nikt odwiedzić-powiedziała Alice.
-To kiedy?-zapytała.-Jutro?Za tydzień?Za miesiąc?A może za rok?-zapytała Violetta.
-Pojutrze-odpowiedziała spokojnie Alice.
Co robiła Violetta przez ten czas?Czytała książki i gazety, które przekazała jej mama przez Alice.Oglądała telewizję i to właściwie wszystko co mogła robić.Zastanawiała się jak zareagował Leon.Nie chciała litości.Nienawidziła jej.Co robił Leon?Siedział  zamknięty w pokoju.Czasem, gdy nikogo nie było w kuchni schodził po coś do jedzenia.Dlaczego tak robił?Nie chciał, by ktoś widział jego zapuchnięte oczy.Mówią, że chłopaki nie płaczą,ale to bzdura.On płakał.Dniami i nocami.Chciał ją odwiedzić,musiał.Tak bardzo za nią tęsknił.Chciał być silnym dla niej.Minęły kolejne dwa dni.Dziś Violetta nie miała już włosów.Wszystkie wypadły.Kolejna chemia,kolejne mdłości.Jednak, gdy po chemii leżała w łóżku, Alice przyszła uradowana.
-Masz gościa-oznajmiła.-Zostawię was samych-powiedziała.Do sali wszedł, a raczej wbiegł Leon.Natychmiast przytulił dziewczynę.Zaczęła płakać.
-Tak bardzo za tobą tęskniłem-powiedział nadal trzymając ją w ramionach.
-Ja za tobą też-powiedziała.Zaczął jej się przyglądać.-Nie patrz na mnie, wyglądam okropnie-mówiła poprawiając blond perukę.
-Jesteś piękna jak zawsze- powiedział muskając ją palcem po policzku.-Nie płacz-powiedział po czym starł jej łzy.
-Leon ja nie chcę litości.Kocham cię, ale nie chcę cię tutaj trzymać.Znajdź sobie jakąś ładniejszą, zdrową dziewczynę-powiedziała.
-Kocham cię-powiedział nie zważając na jej słowa.
-Ja ciebie też.Nie chcę umierać-powiedziała.
-Nie mów tak.Damy radę.Razem wszystko przetrwamy moja księżniczko-powiedział.Położył się obok niej, a ona uśmiechnęła się do niego promiennie.
-Razem damy radę-powiedział łącząc ich ręce razem.

Minął miesiąc.To właśnie dziś miały odbyć się urodziny szesnastolatki.Przez ten czas codziennie odwiedzał ją Leon i jej rodzice oraz rodzice Leona i przyjaciele ze studia.Leon wszystko zaplanował.Pamiętał jak ukochana mówiła mu kiedyś, że chciałaby, aby jej urodziny były wyjątkowe.
-Jest zbyt słaba, aby wstać-powiedział lekarz.
-No to przewieziemy ją na wózku-zasugerował Leon.
-Dobrze-zgodził się lekarz.Leon zwiózł dziewczynę na wózku na dół.Na parter szpitala.Gdy drzwi windy otworzyły się nikogo tam nie było.Nad drzwiami widniał napis.Wszystkiego Najlepszego Vilu!
-Niespodzianka!-krzyknęli ludzie wyłaniając się z różnych miejsc.W tym również Alice oraz inne pielęgniarki.Wszyscy złożyli jej życzenia na siedemnaste urodziny.Leon wywiózł ją przed szpital.Tam dziewczyna zobaczyła Francescę,Camilę,Brodueya,Maxiego,Naty,Ludmiłę,Andresa,Napo,Marco oraz Braco.Wszyscy zatańczyli i zaśpiewali dla niej piosenkę Hoy somos mas.Jej ulubioną.W trakcie,gdy Leon śpiewał jej Podemos,dziewczynie kręciło się w głowie.Zemdlała słysząc ostatnie słowa piosenki.
 (Od autora:Włączcie tą muzykę: muzyka  )
Obudziła się w szpitalu, w łóżku.Siedział przy niej Leon.Był przygnębiony.Smutny.
-Lleon-wydukała.Chłopak ocknął się.-Cco,Co się stało?-zapytała.
-Zemdlałaś-odpowiedział.
-Ja już nie mogę,nie dam rady dłużej-powiedziała.
-Nie mów tak, jesteś silna.Dasz radę.My damy radę.Jestem przy tobie.-powiedział.
-Kocham cię-powiedziała.
-Ja ciebie też księżniczko-powiedział.Delikatnie przybliżył się i musnął jej usta.Dziewczyna zamknęła oczy.Nagle maszyna zaczęła pikać.
-Nie!Nie zostawiaj mnie proszę!Kocham cię!Nie możesz umrzeć!-krzyczał-Doktorze!
Pomocy!-krzyczał Leon.Do sali wbiegł doktor.
-Musisz wyjść-powiedział do Leona jednak ten, cały czas trzymał ją za rękę.-Alice podłącz ją do kroplówki-powiedział reanimując dziewczynę.
-Wyjdź!-krzyczał do niego.
-Nie!Nie zostawię jej.Kochanie otwórz oczy proszę.Nie możesz mnie zostawić-mówił płacząc.
-Leon!-krzyczała jego mama.
-Zostawcie mnie!-krzyczał.-Ona nie może umrzeć!Nie ona!Dlaczego to nie mogę być ja?!-krzyczał.
-Proszę go stąd zabrać!-mówił jakiś lekarz.Zabrali go siłą.Obudził czując ból w plecach.W końcu nie codziennie śpi się na twardych krzesłach.Wszedł do sali numer 4.Tam gdzie przebywała.Jednak jej już tam nie było.Pozostawiono kartkę, na której pisało:
Violetta Castillo urodzona 14 lipca 1997 r. zmarła wskutek ostrej białaczki.
Zgon nastąpił o godz. 20:14.
-Nie-powiedział.-To niemożliwe-dodał.Jednak to była prawda.Violetta odeszła z tego świata.Je już....nie było.
2 tygodnie później
-Violetta kazała ci to dać, gdy już...odejdzie-mówiła z trudem Francesca wręczając Leonowi list.
-Jak się czujesz?-zapytał dziewczynę.
-W porządku-odpowiedziała.-A ty?-zapytała.
-Tęsknie za nią-powiedział smutny.
-Jak wszyscy-powiedziała.-Muszę już iść-powiedziała i odeszła.Od kiedy Violetta zmarła Francesca nie jest już tą samą pogodną, tryskającą energią Francescą.Wszyscy się zmienili.Leon usiadł na ławce i wyjął list z koperty.
                                                                  Kochany Leonie!
Teraz, gdy czytasz ten list nie ma mnie już przy tobie.Przegrałam tę walkę.Chciałam być silna dla Ciebie, ale nie potrafiłam już walczyć.Zgrywałam twardzielkę, gdy mówiłam, że czuję się nieźle.Nie chciałam mówić żegnaj.Wierzyłam w to, że wyzdrowieje, ale wiedziałam, że to zbyt silne.Płakałam nocami.Chciałam ci pokazać,że potrafię to wygrać dla Ciebie.Tłumiłam w sobie ten ból, ale tak naprawdę powinnam była ci powiedzieć.Nie chcę się nad sobą użalać w tym liście nie o to chodzi, więc dziękuję Ci za te wspaniałe chwile razem.Bez Ciebie byłam rozpuszczoną nastolatką, która nie wierzyła w prawdziwą miłość, ale gdy wprowadziłeś się ze swoimi rodzicami pomyślałam: "Jakie ciacho".Nigdy Cię nienawidziłam.Kochałam się z tobą droczyć.Pamiętasz, gdy wychodziłeś na randkę z tą blondynką?
To ja schowałam twoje klucze od motoru.Byłam zazdrosna.Nie chciałam abyś z nią jechał.Już wtedy, choć nie chciałam tego przyznać, zakochałam się w tobie.Byłam z siebie wtedy taka dumna, bo nie poszedłeś na tą randkę.Nasz taniec w deszczu był czymś przepięknym.Zawsze, gdy oglądałam romantyczne filmy z Francescą i Camilą, zakochane pary tańczyły w deszczu.Mówiłam im, że ja też kiedyś tak zrobię.No i udało mi się.Dzięki tobie.Powiedz moim rodzicom, że ich kocham, pomimo braku czasu dla mnie, zawsze wiedziałam, że mnie kochają.Nie martwcie się o mnie.Jestem teraz w lepszym świecie.Jestem pewna,że kiedyś się jeszcze spotkamy.Wiesz ile razy pisałam już ten list?Chyba ze 100.Cały czas płaczę, myśląc, że zostawię cię tutaj.Nie jesteś sam pamiętaj.Zawsze będę przy tobie.Obiecuję.
                                                                                             Kocham Cię
                                                                                             Twoja Księżniczka

Ja ciebie też kocham, myślałem płacząc.Jednak uśmiechnąłem się mimowolnie na słowa
"Twoja Księżniczka".
_________________________________________________________________________________
                                                                 
Not everything ends: And they lived happily ever after. Sometimes things have to end up that something new is started 

wtorek, 14 października 2014

Rozdział VIII

Diego
-Dzień dobry w czym mogę pomóc?-zapytała recepcjonistka.W sumie niezła laska z niej.Może zaproszę ją wieczorem do mnie.
-Zarezerwowałem apartament na nazwisko Dominguez-powiedziałem do niej.Zaczęła szukać czegoś w laptopie.Po chwili pochyliła się, aby zobaczyć mój dowód osobisty, uwydatniając mi tym swój piękny biust.
Gdy zobaczyła, że patrzę na jej piersi zarumieniła się.
-Zgadza się.Pokój numer 341-powiedziała podając mi kartę dostępu.-Życzę miłego pobytu w naszym hotelu-dodała i uśmiechnęła się.Ruszyłem w stronę windy.Musiałem się gdzieś ukryć.W końcu powiedziałem, że jestem w Sevilli.Gdyby dowiedzieli się prawdy domyśliliby się, że to ja ją zepchnąłem z tych schodów.Idioci z nich.Wezwałem karetkę choć teraz wiem, że to był błąd.Szmata powinna zginąć.Mam nadzieję.Wiem, że nikomu nie powie co się stało.Jeżeli się obudzi, a ja już postaram się, żeby tak się nie stało...
Piosenka od autorki :D- włączcie ją od 1:00
Leon
Kolejny dzień.Kolejny bez zmian.Kolejny tydzień..bez zmian.Ona nadal jest w śpiączce, a mój świat?Czuję jakby za chwilę miał się skończyć.Nie mam już sił.Gdy codziennie widzę ją w takim stanie...ale wierzę wiem, że obudzi się, że wróci do nas, że wróci do mnie.
-Pamiętasz jak kiedyś byliśmy w wesołym miasteczku?Zobaczyłaś takiego wielkiego misia, którego chciałaś mieć.No i gdy poszłyście z Fran po watę cukrową...ja go zdobyłem dla ciebie.Wiesz ile razy musiałem trafić piłeczką w puszki?Tak bałem się, że nie dam rady, ale wiesz...dla ciebie zrobiłbym wszystko.Za ciebie oddałbym własne życie.Tylko obudź się...proszę.Potem poszliśmy do domu strachu.Musiałem długo cię przekonywać, żebyś my tam poszli... i w końcu zgodziłaś.Tak wtedy krzyczałaś, a ja musiałem cie uspokajać.Cały czas byłaś wtulona we mnie.Dopóki nie dojechaliśmy do końca.Nigdy tego nie zapomnę.Albo kiedy mieliśmy udawać przed twoim tatą, że nie jesteśmy razem?Nie zapomnę twojej miny jak powiedziałem mu, że cię kocham i chcę być z tobą.Myślałaś, że on się wkurzy, a on się ucieszył, że wybrałaś mnie, a nie Tomasa.Potem pojawił się Diego...ale ty go chyba już znałaś zanim przeprowadziłaś się do Buenos Aries prawda?Nie wiem jak wyglądało by moje życie bez ciebie.Gdy wyjechałaś...myślałem, że nie dam rady, ale wspomnienia po tobie uratowały mnie.Tłumaczyłem sobie, że jesteś szczęśliwa, a przecież o to zawsze mi chodziło.O to, żebyś była szczęśliwa.I wiesz ja... nie mam do ciebie żalu o to, że wyjechałaś.To twój wybór.Wiadomo byłem załamany... z resztą kogo ja oszukuje.Nadal jestem,bo,bo gdy widzę cię z nim to wtedy moje serce rozpada się ponownie na milion kawałków i nie umiem znaleźć osoby, która je poskłada.Nie ma takiej.Jesteś tylko ty.Tylko ty to potrafisz,ale wiem, że nic do mnie nie czujesz, więc chciałbym być chociaż twoim przyjacielem,który od czasu do czasu przyda ci się.Mogę być nawet twoją najlepszą psiapsiółką,której będziesz mogła powiedzieć o wszystkim,tylko, że wiesz... ja nie znam się na modzie, ale może to ci nie przeszkadza, może to sprawi, że uśmiechniesz się.Obudź się proszę.Vilu obudź się.Kocham cię.Pamiętasz jak byłaś zazdrosna o tą blondynkę z niebieskimi oczami?Wtedy kiedy byliśmy na plaży, a ona była tam ratowniczką.Powiedziała mi, że będzie mnie miała na oku i wtedy się do mnie tak uśmiechnęła zalotnie, a ty zrobiłaś jej taką awanturę,że zrezygnowała z pracy i odeszła, a ty już nigdy nie pozwoliłaś mi tam iść, bo bałaś się, że znowu będzie tam jakaś dziewczyna, która będzie mnie podrywać.Tylko nie wiem dlaczego, bo przecież mnie nie kochasz prawda?Nic do mnie nie czujesz,więc dlaczego taka byłaś wkurzona?.Pamiętasz jak się poznaliśmy?Zobaczyłem nieśmiałą dziewczynę, która przechodziła przez ulicę i nie zauważyła, że zaraz potrącą ją jakieś dzieciaki na deskorolkach.Odepchnąłem cię i wtedy, wtedy spojrzałaś na mnie, a ja już wiedziałem, wiedziałem, że to ty jesteś tą jedyną.Pewnie pomyślisz, że to przereklamowane, ale naprawdę tak było.Nie wiem, co ty wtedy o mnie myślałaś, ale mam nadzieję, że same dobre rzeczy.Nie pozwól, żeby to tak się skończyło.Wróć do nas.Obudź się Vilu.Wróć do mnie.

Piosenka od autorki :D.
...
Jak to jest?Słyszeć, ale nie widzieć.Być uwięzioną we własnym ciele.Nie móc poruszyć się, powiedzieć czegoś.Nie mogąc nawet dać znaku, że nadal jesteś.Słyszę go.To wszystko, co opowiada...nie mogę nawet uronić jednej łzy.Nie potrafię, choć bardzo chcę.Chciałabym mu powiedzieć, że pamiętam to wszystko, że to były najpiękniejsze chwile w moim życiu.Nie chcę żeby był moim przyjacielem.Chcę żeby był moim mężem.Druga połową.On nie może żyć beze mnie, a ja nie mogę żyć bez niego.On tak bardzo przeze mnie cierpi.Choć myśli, że go nie słyszę, ja słyszę go.Słyszę jak często płacze.. ja czuję jego dotyk.Wtedy przechodzi przeze mnie taki dreszcz.Chciałabym, żeby przestał się martwić.Chciałabym powiedzieć mu, że jestem tutaj.. i  kocham go.Tak cholernie go kocham.Nie wiem czy on kiedyś wychodzi,opuszcza mnie.Czuję, że on jest przy mnie cały czas.Przychodzi do mnie też Fran,Broduey,Marco,Camila,Maxi,Naty,Federico,Lu, ale gdy oni przychodzą on nadal tutaj jest.Siedzi obok mnie.Czuję jego perfumy.I choć oni każą mu iść do domu,odpocząć...on, on nadal tutaj jest.Leon,ja też cię kocham.Nie wiem ile już tutaj jestem i nie wiem ile będę.Nie wiem czy wybudzę się,czy jeszcze kiedyś go zobaczę.Tak bardzo chciałabym się obudzić, bo wiem, że oni czekają na mnie.On na mnie czeka...
______________________________________________________________________________
*_*
Example 3