niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział XII

2 tygodnie później.
-Nie wiem-powiedział oderwany od rzeczywistości szatyn.
-A może polecimy na planetę marsjanków?-zapytał Federico.
-Może
-Leon, ziemia do ciebie!-krzyknął Federico prosto do jego ucha.
-Porąbało cię?!Nie musisz tak krzyczeć, przecież cię słyszę-oznajmił mu szatyn.Federico zacisnął mocniej pięści.
-Nie Leon, właśnie chodzi o to, że ty mnie nie słyszysz.Ty w ogóle mnie nie słuchasz.
-No właśnie, więc dlaczego ona nie odbiera ode mnie telefonów?!
-Co?-zapytał zdezorientowany Fede.
-Nie, nic.To już nie ważne-powiedział Leon.-Przepraszam, ale po prostu ja...nie wiem co robić.
-O co chodzi?
-Nic.
-Ta, już widzę to nic.
-Spadam na zajęcia.Nara-powiedział Leon i wyszedł.Federico nie rozumiał dlaczego szatyn nie chciał mu powiedzieć o tym co go martwi.Zawsze mówił mu wszystko.Fede był pewien, że chodzi o zaręczyny Violetty.Strasznie martwił się o niego.Gdy Violetta wyjechała zamknął się w sobie.Nie wychodził z domu, z nikim nie rozmawiał.Bał się, że to wszystko znowu może się powtórzyć.

-Wyjeżdżam na dwa tygodnie-powiedział wchodząc do sypialni z walizką.
-Gdzie?
-Nie twoja sprawa-powiedział oschle Diego.-Wracam za dwa tygodnie.Jeżeli dowiem się, że coś się tu działo to nie ręczę za siebie szmato!Zrozumiałaś?!
-Ttak-powiedziała jąkając się.Po 15 minutach nie było go już.Violetta nareszcie mogła odetchnąć.
Nie chciała tych zaręczyn.Dzień wcześniej Diego powiedział jej, że jeżeli się nie zgodzi to on zrobi krzywdę Leonowi.Musiała się zgodzić.Leon cały czas do niej dzwonił.Ich pocałunek, to była najpiękniejsza rzecz jak przytrafiła się jej od pięciu lat.Co ma mu powiedzieć?Że to była chwila słabości?Że to nigdy nie powinno się wydarzyć?Że to było bez znaczenia?!Przecież to bzdura.Musi coś wymyślić.W końcu niedługo zobaczy się z nim w studio.

-O co chodzi Fran?-zapytał Leon słysząc głos włoszki w telefonie.
-Mógłbyś się zająć Phil'em i Gabe'em?Jedziemy z Marco na trzy dni do mojej mamy do Włoch.Nie chcemy ich ciągnąć tak daleko.
-Spokojnie zajmę się nimi-powiedział ze spokojem w głosie Leon.
-Dziękuję Leon.Wyjeżdżamy dziś wieczorem więc możesz przyjść o 20:00?
-Tak.
-Do zobaczenia-powiedziała Francesca.
-Papa. Włoszka odetchnęła.Bała się, że Leon się nie zgodzi.Chociaż teraz nie wie czemu wątpiła w niego.Przecież zawsze mogła na nim polegać.Postanowiła o tym nie myśleć i wróciła do pakowania się.Punktualnie o dwudziestej zadzwonił dzwonek do drzwi.
-To do mnie-powiedzieli równocześnie Francesca i Marco.
-Jak to?-zapytała go Fran.
-No Violetta zajmie się Phil'em i Gabe'em.
-Nie, to Leon się nimi zajmie.
-Za późno.Dzwoniłem do niej już.
-Ja do niego też.
-Ups.Włoszka zaśmiała się.
-Może się zgodzą-powiedziała z nadzieję w głosie.Za drzwiami znajdowała się Violetta.Można się było tego domyślić, bo Leon nie należał do najpunktualniejszych osób.
-Vilu!-dziewczyna przytuliła ją.
-Jest taka sprawa, bo-zaczął Marco jednak przerwał mu dzwonek do drzwi.
-Leon-krzyknęła z radości włoszka.
-Hej Fran-powiedział uśmiechnięty kiedy przytulał Francescę jednak uśmiech zszedł mu z twarzy, gdy zobaczył Violettę.
-Hej-powiedział do niej po chwili.
-Hej-odpowiedziała.
-Chodzi o to, że Fran nie wiedziała, że ja dzwonię do Violetty i zadzwoniła do ciebie Leon,a ja nie wiedziałem, że moja kochana żona dzwoni do Leona i zadzwoniłem do ciebie Vilu więc...Chyba nie macie nic przeciwko razem się nimi zaopiekować?-zapytał z nadzieją w głosie Marco.
-Nie, spokojnie wszystkim się zajmiemy-powiedziała Violetta.
-Tak, poradzimy sobie-dodał Leon uspokajając państwa Tavelli.
-Już się bałam-powiedziała Fran.
-To my będziemy już wychodzić-powiedział Marco podając Francesce płaszcz.
-Bawcie się dobrze-powiedziała Violetta żegnając się z nimi.Zabrali walizki i wyszli z domu.Violetta usiadła obok Leona na kanapie.Szatyn oglądał jakiś horror.No tak, w końcu on nigdy nie przepadał za komediami romantycznymi.Uważał, że to wszystko takie przereklamowane i łatwo przewidywalne.Nagle usłyszeli płacz dziecka.Oboje zerwali się z kanapy.
-Ja pójdę-powiedziała Violetta.
-Nie, ja pójdę.
-Zaufaj mi-powiedziała
-Okej-powiedział uśmiechając się do niej.Szatynka odwzajemniła uśmiech i ruszyła do pokoju dzieci Francesci i Marco.Zapłakany Gabe nie chciał jednak przestać płakać.Dziewczyna przytulała go,kołysała jednak na nic.Szatyn wszedł do pokoju i wziął Gabe'a od dziewczyny.Dziecko natychmiast przestało płakać.
-Jak ty to robisz?-zapytała go roześmiana Violetta.
-Mam swoje sposoby-powiedział i uśmiechnął się do niej.Po chwili Gabe zasnął.Szatyn delikatnie włożył go do łóżeczka.Oboje wyszli z pokoju.
-Nie jesteś głodna?-zapytał nagle Leon.
-Trochę-odpowiedziała.
-W takim razie ja zrobię kolację.
-Pomóc ci?
-Żartujesz sobie ze mnie?.Mistrz kuchni nie potrzebuje pomocy-zaśmiał się i ruszył do kuchni.


Po skończonej kolacji obydwoje usiedli na kanapie.
-Możemy porozmawiać?-zapytała go.Szatyn wyłączył telewizor i oczekiwał, aż zacznie mówić.
-Leon, chodzi o ten pocałunek-powiedziała.
-Nie, ja wiem co chcesz mi powiedzieć.Chcesz mi powiedzieć, że to była chwila słabości, że to nic nie znaczyło,że-chciał dokończyć jednak ona przerwała mu pocałunkiem.Chłopak choć zaskoczony oddał pocałunek.
-Przepraszam Leon...ja znowu to robię-powiedziała i chciała odejść jednak on pociągnął ją za rękę i przyciągnął do siebie tak, że wylądowała na nim okrakiem.Leon pocałował ją namiętnie.Szatynka pogłębiła pocałunek.Chłopak zaczął jeździć rękami po plecach dziewczyny.Ona zaczęła rozpinać jego koszulę nadal nie przerywając pocałunku.Po chwili dziewczyna wstała i wzięła go za rękę.Ruszyli do sypialni, gdzie domyślacie się co się wydarzyło.


Promienie słońca obudziły dziewczynę.Nie mogła się ruszyć, ponieważ ręce szatyna otulały ją.
Przypomniała sobie, co stało się tamtego wieczoru.Wiedziała, że naraża siebie i jego na niebezpieczeństwo jednak kiedy on przyciągnął ją do siebie nie myślała o niczym innym, tylko o tym, że go pragnie.Tamta noc była cudowna.Był taki delikatny dla niej.Delikatnie uniosła ręce szatyna i odwróciła się do niego.On nadal spał, jego ręce znów otuliły ją.Wyglądał tak słodko.Jego poczochrane włosy sprawiały,że wyglądał jeszcze bardziej seksownie.Wtuliła się w niego i wtedy on otworzył swoje piękne, zielone oczy.Ona uniosła głowę wyżej, na wysokość jego głowy i musnęła jego usta.
-Hej-powiedział po chwili do niej uśmiechając się.
-Hej-odpowiedziała znów całując go.Gdy chciała wstać on mocno przytulił ją jakby już nigdy nie chciał jej wypuścić.
-Pójdę sprawdzić co z Philem i Gabe'm-wyjaśniła.Szatyn podniósł ręce i niechętnie pozwolił jej wstać.Otulona kołdrą zaczęła szukać swoich ubrań.Gdy nareszcie je znalazła, poszła do łazienki, aby wziąć prysznic i ubrać się.Chłopak założył na siebie ubrania i ruszył do pokoju dzieci państwa Tavelli.Te słodko spały.Gdy wszedł do kuchni ona już tam była.Na stole znajdowały się dwie małe miseczki.
-Śpią?-zapytała Violetta wciągając plastikowe łyżeczki.Leon lekko przytaknął.
-Mogę ich obudzić, zjedzą coś, a potem może pójdziemy z nimi na spacer?
-Okej-powiedziała.Zachowywali się dziwnie.Oboje nie wiedzieli co zrobić w takiej sytuacji.Violetta zdradziła Diego.Jednak ona nie postrzegała tego tak jak Leon.Nie miała wyrzutów sumienia i gdyby mogła, zrobiłaby to ponownie.
___________________________________________________________________________________
Tak prezentuje się rozdział numer XII.
Krótki wiem ;D
Ale ostatnio mam strasznie dużo nauki.
Sprawdziany próbne itp. więc rozdziały będą pojawiać się rzadziej ;(
Ale nie martwcie się, dam radę ;D
Pozdrawiam! <3
Tini Blanco<3



piątek, 21 listopada 2014

Rozdział XI

1 miesiąc później
-Nie uważasz, że to dziwne?
-Dlaczego?
-No, bo zaprasza nas na kolację do jakiejś restauracji, ale nie mówi dlaczego?
-Nie mam pojęcia Fran, ale musimy iść przecież nie możemy odmówić to byłoby nie miłe z naszej strony.
-Z kim zostawimy Paula i Gabe'a pomyślałeś o tym?
-Masz rację.
-Ja z nimi zostanę-wtrącił się Leon wchodząc do pokoju.Diego zaprosił wszystkich na kolację.Nikt nie wiedział o co chodzi.Z jakiej to okazji.
-Jak to, to ty nie idziesz?-zapytała Fran.
-Nie, jakoś nie mam ochoty.
-Nie, zrobimy tak.Moja mama zaopiekuje się nimi, a my pójdziemy.Ty też Leon.-oznajmił Marco.
-Marco ma rację Leon.Vilu będzie przykro jak nie przyjdziesz.
-Łatwo ci powiedzieć.Wszyscy będą tam z kimś, a ja będę się czuł jak ostatni kretyn.
-Nie masz jakiejś przyjaciółki, która mogłaby z tobą iść?-zapytał Marco.
-Mam-zaśmiał się Leon.


.
-Kathy idziesz?-pytał po raz kolejny Leon.
-O matko nie stresuj się tak, przecież zdążymy.
-No ja nie wiem.Z twoim tempem to chyba nie możliwe.
Blondynka wyszła z pokoju poprawiając włosy.Wyglądała olśniewająco.
-Dlaczego masz taką minę?-zapytał Leon
-Chyba wiem dlaczego Diego zaprosił was do restauracji.Przecież to oczywiste.
-Nie rozumiem.
-Leon on chce się jej oświadczyć.Leon zamarł.
-Nie to niemożliwe.
-Leon to oczywiste.
-Nie nie wierzę w to Kathy.Nie idę tam.Nie mogę tam pójść.
-Musisz.Pokaż mu, że nie łatwo cię tak złamać, że nie obchodzi cię to, że nie zależy ci już.
-Tylko problem jest w tym ,że obchodzi mnie to i cholernie mi zależy!-krzyknął Leon.-I nie, nie pójdę tam słyszysz, nie pójdę!
Kathy zaczęła płakać.
-Przepraszam.Debil ze mnie.-powiedział i przytulił ją mocno.
Dziewczyna wtuliła się w niego.
-Ale jeżeli on chce się jej oświadczyć tak jak mówisz, to jak myślisz ona się zgodzi?
-Nie znam jej Leon, ale mam nadzieję, że nie.Gdybym była na jej miejscu nie zgodziłabym się, chociaż znam go o wiele, wiele mniej niż ona.
-Dziękuję-powiedział i czule pocałował ją w czoło.
-Idziemy?
-Tak


Restauracja była bardzo elegancka.
-Cami?
-Tak Broduey?
-Kocham cię
-Co ci się zebrało na takie zwierzenia?
-Nie wiem.Tak po prostu.
-W takim razie ja ciebie też.Wiesz co?Nie sądzę, żeby nas było kiedykolwiek stać na przekąskę w takiej restauracji, a co dopiero obiad czy kolację.
-Co?Nie jest tu, aż tak drogo.
-Nie wcale.
-Nie przesadzaj kochanie.
-Nie przesadzam.Po prostu uważam, że ja też mogę pracować.
-Porozmawiamy o tym w domu.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.

Piosenka od autorki :D
-Proszę wszystkich o uwagę-zaczyna się-pomyślał Leon.-Vilu.Jesteśmy ze sobą już od pięciu lat.Kocham cię jak nikogo i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.Jesteś kobietą mojego życia.Chcę mieć z tobą dzieci, chcę się z tobą zestarzeć.Więc pozwól mi na to.....i wyjdź za mnie-zakończył klękając i wyciągając pierścionek.Leon poczuł kogoś dłoń.Kathy mocno ścisnęła jego dłoń i zaczęła ją masować kciukiem.Violetta wyglądała na zdziwioną, ale także na przestraszoną.Leon miał nadzieję, że nie przyjmie jego oświadczyn.
-Vilu powiesz coś?-zapytał ją Diego.
-Tak, wyjdę za ciebie-powiedziała bez żadnych emocji rozglądając się po sali.Wszyscy zaczęli bić brawo.Wszyscy oprócz Kathy i Leona,który wyszedł.Violetta, która powiedziała Diego, że idzie do łazienki poszła za nim.Leon wyjechał windą do góry.Violetta postanowiła pójść schodami.
Wyszła za nim na dach bloku, w którym znajdowała się restauracja i tak jak on oparła się o mur.
-Wysoko tu-zaśmiała się.Jednak on nie zareagował-Leon ja
-Nie Violetta przestań!Nie rozumiem cię.Najpierw mówisz mi, że mnie kochasz,  potem przyjmujesz oświadczyny Diego.
-To skomplikowane.
-To zawsze było skomplikowane!
-A dlaczego dla ciebie to takie ciężkie.Dlaczego nie możesz pogodzić się z tym, że przyjęłam te cholerne oświadczyny?!
-Nie udawaj, że nie widzisz.
-Czego?
-Tego, że nadal cholernie mi na tobie zależy!Kocham cię Violetta.Zawsze kochałem.Tęsknię za tobą.Nie mogę przestać o tobie myśleć.Kocham cię jak wariat i teraz chce zrobić coś czego będę później żałował, bo wściekniesz się na mnie.
-Leon...co chcesz zrobić?
-To-powiedział i pocałował ją.To było takie magiczne.Violetta choć zaskoczona oddała pocałunek.Oboje z nich nie chciało, aby to kiedykolwiek się skończyło.Dla nich mogło to trwać w nieskończoność.Violetta oplotła ręce wokół jego szyi, a on objął ją w pasie.
-Przepraszam-powiedział nadal trzymając ją.
-Nie przepraszaj-powiedziała i tym razem to ona go pocałowała.


-Przepraszam-powiedziała Kathy zderzając się z kimś.
-To ty?Blondynka podniosła głowę i zobaczyła go.
-Paul?Co ty tutaj robisz?
-Jestem na kolacji z przyjaciółką.
-Z przyjaciółką?
-Tak z przyjaciółką.
-W sumie to nie moja sprawa więc...
-Nie naprawdę to jest tylko moja przyjaciółka.
-Ok idę, moi znajomi czekają.
-No to......cześć.
Matko naprawdę musiałam to powiedzieć?Kathy wzięła butelkę szampana i przystanęła w progu drzwi.
Oparła się o framugę i wzięła łyk alkoholu.Z przyjaciółką? Tak jasne-pomyślała widząc Paula i tą przyjaciółkę śmiejących się.Jaka ja jestem głupia.On jest taki przystojny i słodki.Ma taki ładny uśmiech.
W ogóle co to jest za dziewczyna?
Wygląda jak zakonnica.Ubrana po szyję w jakieś grube ciuchy.
Nie pasuje do niego.No,  ale przecież to tylko jego "przyjaciółka".
Swoją drogą ciekawe, gdzie jest Leon.Martwię się o niego.Ten debil Diego oświadczył się jej.Nie wyglądała na szczególnie zadowoloną.Skoro tak to po co przyjęła te oświadczyny?

_______________________________________________________________________
Kolejny rozdział.
Wiem beznadziejny ;0
Odpowiednia ilość komentarzy=Rozdział XII.
Pozdrawiam! <3
Tini Blanco<3

środa, 19 listopada 2014

Rozdział X

2 miesiące później.
Diego nadal się nie zjawił.Nie ma go i nawet nie daje żadnego znaku życia.Nie przeszkadzało jej to wręcz przeciwnie.Dziś mogła nareszcie wrócić do domu.Stał się jakiś cud, że przeżyła.Lekarze nie dawali jej żadnych szans, a jednak przeżyła, jest tu.
-To do zobaczenia.
-Jak to?-zapytałam.
-Przyjdę do ciebie około drugiej.Chyba nie sądzisz, że będziesz tutaj sama?Jesteś osłabiona, potrzebujesz pomocy.Mojej pomocy.
-Leon nie musisz.Sama dam sobie radę.
-Tak, tak do zobaczenia-powiedział i zamknął drzwi.Szatynka zaśmiał się pod nosem.Kochała to w nim.Tą jego troskliwość i opiekuńczość.Zaczęła rozglądać się po mieszkaniu.Popatrzyła na schody, z których spadła.Wiedziała, że to Diego ją zepchnął.Jednak nie chciała nikomu tego mówić.Bała się.Postanowiła wziąć prysznic.Po odświeżeniu się usiadła przed telewizorem.Nie mogła uwierzyć w to, co się stało.Była w szpitalu.Mogła umrzeć.Mogła już nigdy nie zobaczyć Cami,Fran,Naty,Lu i reszty,a co najważniejsze mogła już nie zobaczyć jego.Tak bardzo za nim tęskniła.W pierwszych dniach słyszała go jednak potem przestała.Chciałaby z nim porozmawiać.W końcu w szpitalu powiedziała mu, że go kocha.On unikał tego tematu, albo zapomniał już o tym.Kiedy w końcu odważyła mu się o tym powiedzieć, on po prostu o tym zapomniał.Te słowa, które mu powiedziała były pierwszymi jakie przyszły jej do głowy kiedy go zobaczyła.Siedział zapłakany przy łóżku.Włączyła telewizor.Usłyszała trzask drzwi.Podniosła się i powoli zaczęła podchodzić do drzwi.
Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł Diego.
-Słyszałem, że dziś cię wypisali więc stwierdziłem, że wrócę.Przecież muszę się tobą zaopiekować.
Co jest nie przywitasz się?-podszedł do niej i pocałował ją.Violetta nie mogła się ruszyć.Była sparaliżowana.
-Dlaczego mi to zrobiłeś?-zapytała w końcu.
-Dlaczego?Zrobię to ponownie jeśli znów będziesz rozmawiała z Verdasem!-krzyknął i uderzył ją.
Dziewczyna zaczęła płakać.
-Diego,tto nie ttak.To, to był przypadek-próbowała się tłumaczyć.
-Tak jak to, że on cały czas za tobą chodzi?!
-Śledzisz mnie?
-Zamknij się!Zrób mi coś do jedzenia.Jestem głodny.Pospiesz się, bo nie lubię czekać.


-Sądzi pani, że jej się spodobają?
-A jaka ona jest?
-Wyjątkowa
-Na pewno się jej spodobają
-Ufam pani-zaśmiał się szatyn
Gdy kupił kwiaty i wyszedł ze sklepu, ruszył do domu Castillo.Zadzwonił do drzwi.Zamarł kiedy zamiast szatynki zobaczył jego.
-Cześć.Jest Violetta?
-Śpi.Jest zmęczona, nie będę jej budzić specjalnie po to, abyś mógł ją zobaczyć.Ona nie potrzebuje twojej pomocy.Ja się nią zajmę.Zajmij się własnym życiem, a nie wtrącaniem się w cudze sprawy.
-To moja przyjaciółka, chciałem z nią tylko porozmawiać
-Mówiłem już.Violetta śpi.
-Przyjdę później
-Wiesz, dziś urządzam dla niej kolację.Taką dość prywatną,po której..no wiesz.Chcemy się sobą nacieszyć.Nawet nie wiesz jak się ucieszyła kiedy mnie zobaczyła.Muszę już iść więc..Cześć Leon-Diego zatrzasnął mu drzwi przed nosem.Szatyn zacisnął pięści.Zaczął iść.Przed siebie.Wyrzucił kwiaty do kosza.Wiedział do kogo teraz zadzwonić.
-Kathy?Możemy się spotkać?
-Kiedy i gdzie?
-Najlepiej teraz, może w parku?
-Już jadę


-Leon co się stało?-zapytała zaniepokojona siadając obok niego na ławce.
-To wszystko, to nie ma sensu.Ona go kocha, on wrócił i...
-Leon spokojnie.Opowiedz mi wszystko po kolei.Mam czas.Dla ciebie zawsze go znajdę.
-No, bo wiesz, gdy ona była w szpitalu i obudziła się to powiedziała, że, że mnie kocha, a teraz pojawił się Diego i on,on już nie pozwoli mi się z nią zobaczyć.
-Myślę, że coś jest nie tak nie uważasz?Najpierw ona mówi ci, że cię kocha, a potem on wraca i wszystko jest jak dawniej.W ogóle dlaczego nie pozwolił ci się z nią zobaczyć?
-Powiedział, że ona śpi.
-Ja do niej pójdę.
-Jak to?
-No po prostu.Powiem mu, że jestem ze Studia i Violetta musi podpisać kilka papierów i w ogóle muszę z nią porozmawiać o pracy.Zobaczę czy wszystko z nią w porządku.Może wtedy się trochę rozluźnisz ok?
-Dzięki Kathy, ale nie musisz.
-Tak,tak idę do niej pa.Szatyn zaśmiał się.


-Ja do Violetty.
-Śpi.
-No to ją obudź.
-Jest zmęczona.
-To nie zajmie długo.
-Wolałbym jednak nie.
-Ja wolałbym jednak tak.
-O co chodzi?
-To nie twoja sprawa.
-Ja i Violetta mówimy sobie wszystko.
-No widzisz jednak nie, bo gdybyście mówili sobie wszystko to wiedziałbyś o co chodzi.
-Posłuchaj
-Nie.To ty mnie posłuchaj.Chcę się z nią zobaczyć, mam do tego prawo więc rusz swoje cztery litery i ją zawołaj.
Diego zatrzasnął jej drzwi przed nosem.
-Idiota!-krzyknęła.Była wściekła.Nie wiedziała, że z niego, aż taki kretyn.
I co ja teraz powiem Leonowi?-pomyślała.Nagle zderzyła się z kimś.
-Przepraszam-rzuciła odruchowo.Gdy zobaczyła przystojnego szatyna uśmiechnęła się.
-To ja przepraszam-powiedział również uśmiechając się do niej.
-Kathy-powiedziała wyciągając do niego rękę.
-Paul-uścisnął jej rękę.


-Fran co się dzieję?
-Marco, to chyba już.
-Co już?
-Ja rodzę!
-Fran spokojnie,poczekaj tutaj,ja podam ci płaszcz i pojedziemy do szpitala.Nie ruszaj się stąd.
Po chwili byli już w samochodzie.
-Jedźmy już-pospieszała go zdenerwowana Francesca.
-Czekaj nie mam kluczyków.Spokojnie Fran
-Przestań mnie uspokajać!
Po chwili wrócił z kluczykami.Ruszyli do szpitala.Marco zadzwonił do wszystkich jednak odebrał tylko Leon i Violetta po chwili także Lu i Fede.
-Wleczemy się, mógłbyś jechać trochę szybciej?!
-Fran
-Nie Franuj mi tutaj!
-Oddychaj spokojnie.Wdech i wydech.
-Marco!
Gdy nareszcie dojechali do szpitala na miejscu byli już Leon i Fede razem z Ludmiłą.
-Zabierzcie go ode mnie!-mówiła Francesca wskazując na Marco.Pospiesznym krokiem ruszyła w stronę szpitala.Wszyscy szli za nią.Dla Lu i Fede była to ciężka sytuacja.Nie mogli mieć własnych dzieci więc patrzenie na szczęście innych rodziców nie ułatwiało im niczego.Leon śmiał się z całej tej sytuacji.Marco szedł za Francescą starając się jej pomóc, a ona krzyczała na niego gestykulując rękami.To wszystko wydawało mu się zabawne.Po chwili wszyscy oczekiwali narodzin dzieci państwa Tavelli.Do sali wbiegła Violetta.Leon wstał i podszedł do niej.
-I co z nią?
-Jeszcze nic, Marco jest z nią na sali.
-Leo
Chciała mu coś powiedzieć jednak przerwała jej pielęgniarka, która razem z doktorem prowadziła, a raczej ciągła Marco, który najprawdopodobniej zemdlał. Ułożyli go na siedzeniach i weszli z powrotem do sali.Leon podszedł do Marco i zaczął go ocucać.
-Tam było tyle krwi-zaczął majaczeć.
-Marco
-Leon tam było tak dużo krwi, ja widziałem głowę mojego synka.Leon zaśmiał się.Z sali wyszedł lekarz.
-Gratuluję.Ma pan pięknych i co najważniejsze zdrowych synów.Możecie do niej wejść.Jest w sali numer 2.
-Dziękuję-powiedział jeszcze nie do końca przytomny Marco.
Wszyscy ruszyli do sali numer 2 wraz z Marco.
-Fran gratuluję-przytuliła ją Violetta.
-Dziękuję kochana.
-Boże jacy oni słodcy-powiedziała Lu.-Mogę?-zapytała wskazując na nich.
-No pewnie.Ludmiła podniosła jednego z nich i przytuliła delikatnie.Marco podszedł i pocałował Fran.
-Jak dacie im na imię?-zapytał Fede.
-Phil i Gabe-oświadczyła im Francesca.
-Pasuje do nich powiedział Leon, który trzymał na rękach Gabe'a.
Po chwili reszta do nich dołączyła.Violetta zadzwoniła do nich kiedy była w drodze do szpitala.
-Musimy dać im odpocząć-powiedział Leon.-Niech się sobą nacieszą-dodała Vilu.Leon uśmiechnął się do niej, co nie umknęło uwadze Cami.Ta zaśmiała się i pokręciła głową z dezaprobatą.
__________________________________________________________________________
Ta dam!
Kolejny rozdział.
5 komentarzy=Rozdział XI





czwartek, 13 listopada 2014

Rozdział IX

Piosenka.Włączcie ją :D
Leon
-Przykro mi.Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy.Obrażenia były zbyt poważne.Ona już się nie obudzi.
-Nie.Dlaczego kłamiesz?!Dlaczego nas okłamujesz?!Przestań!Dlaczego tak mówisz przecież ona żyje, ona się obudzi rozumiesz to?!Ona nie umarła, ona nadal tutaj jest.Jest tutaj z nami!Przestań opowiadać takie kłamstwa.Nie rozumiem dlaczego?!Czy to sprawia ci taką przyjemność?!-mówił nie wierząc w to, co mówi lekarz.
-Leon-podeszła do niego Fran, która płakała.Przytuliła go, a on zaczął płakać jak dziecko.
-Ona nie może Fran rozumiesz?!Ona nie może umrzeć.Dlaczego on tak mówi?!
Na korytarzu pojawili się Naty i Maxi.Podeszli do nich oczekując jakichkolwiek informacji.Dobrych informacji.Mina Fran mówiła wszystko.Lekko pokręciła głową i wtuliła się w Maxiego i Natalię, która zaczęła płakać.Maxi podszedł do Leona.Nie wiedział, co ma zrobić.Co zrobić w takiej chwili?
Okłamywać go, że czas leczy rany?!To bzdura.
-Leon-zaczął.-Przykro mi-powiedział.Dlaczego tylko tyle?Bo przez szybę zobaczył Violettę.Wyglądała tak bezbronnie.Podpięta do wszystkich maszyn.Nic więcej nie mógł z siebie wydusić.Po chwili dołączyli do nich już wszyscy.Leon odłączył się od reszty.Wszedł do sali, w której leżała.I przystanął.Wyglądała jakby spała.To niemożliwe, że to maszyny utrzymują ją przy życiu.Violetta jest silna.Sama to potrafi.Ona jak nikt inny żyje pełnią życia.Leon przypomniał sobie ją w każdych momentach, kiedy jeszcze byli razem.Była taka szczęśliwa,pełna życia.Można było zarazić się od niej tą energią, którą wszystkim dawała.Co najważniejsze.Była sobą.Tylko i wyłącznie sobą.

Piosenka.Włączcie ją :D
-Vilu,kazali mi się z tobą pożegnać...ale ja nawet nie wiem jak.Co mam ci powiedzieć?Nigdy nie musiałem się z tobą żegnać.Przynajmniej nie w takim momencie.Nie na zawsze.Ja nie chcę tego mówić.Nie chcę mówić żegnaj.Nie popełnię tego błędu już nigdy.Nigdy więcej.Nie zrobię tego tak jak wtedy.Wtedy kiedy powiedziałaś mi, że odchodzisz.Tęsknie za tobą.Jednak nie powiem, że będę tęsknił, bo ty żyjesz.Ty nadal żyjesz.Vilu kocham cię.Kocham cię jak wariat.Jesteś dla mnie jak tlen.Bez ciebie moje życie nie ma sensu.Nie musisz się do mnie odzywać, nie musisz być moją przyjaciółką.Wystarczy, że po prostu będziesz, że będę mógł zobaczyć jak się śmiejesz.Jak śpiewasz, tańczysz.To mi wystarczy.Tylko, że ciebie już tutaj.....nie ma-zakończył nie powstrzymując łez.
-Kocham cię Leon.....
________________________________________________________________________________
Jakie zaskoczenie! :D
Pozdrawiam! <3
Tini Blanco<3

poniedziałek, 10 listopada 2014

Nowy blog ;D

Uwaga, uwaga!
Mam okazję i przyjemność zaprosić was na mojego nowego bloga: You are like a drug for me 
Założyłam go całkiem niedawno.Prolog już jest także zapraszam do czytania.Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Pozdrawiam! <3
Ps.Wiem zmieniłam nazwę, ale to dlatego, że 1D mieli wczoraj Live Streama i chciałam komentować, a żeby być bardziej zauważalną w tamtym gronie zmieniłam ikonkę i nazwę.Niedługo z powrotem ją zmienię :D
Tini Blanco<3

piątek, 7 listopada 2014

Krótko i na temat :D

Kochani! Chciałabym wam pokazać kolaż i dyplom, jaki zrobiła dla mnie nasza kochana blogerka Candy za udział w konkursie, o którym pisałam już we wcześniejszym poście..
Dziękuję Ci bardzo Candy! :D

Nie mogą wam się nie podobać ;D
Mi podobają się bardzo! :D
Są cudowne ;)
Pozdrawiam! <3
Tini Blanco<3

Example 3