Tydzień później
Szatyn zadzwonił do drzwi.Czekał, aż ktoś otworzy mu jednak nikt mu nie otworzył.Zadzwonił drugi raz jednak bez zmian.Trzeci raz.Nic.Nacisnął klamkę, ale drzwi były zamknięte.Wyciągnął telefon i wybrał numer do Włoszki.
-Fran?Nie wiesz, gdzie jest Violetta?
-Wyjechała z Diego na urlop.
-Jak to wyjechała?!
-Nie mówiła ci nic?
-Nie.
Szatyn rozłączył się.Ze złości rzucił komórką o chodnik.Urządzenie roztrzaskało się z hukiem.
Nie powiedziała mu,że wyjeżdża i po prostu wyjechała?Tak bez słowa?Leon nie pracował na razie w studio.Były wakacje.Nie miał nic do zrobienia.Postanowił iść do Federico, bo kto lepiej go zrozumie jak nie jego najlepszy przyjaciel?Zadzwonił do drzwi, gdzie mieszkali Federico i Ludmiła.
Drzwi otworzyły się,a w nich stał uśmiechnięty Federico.
-Siema stary!-krzyknął.
-Cześć.
-Wejdź.
-Jest Ludmiła?
-Nie,nie ma.Pojechała do swojej mamy na tydzień.
-W sumie to nawet lepiej.
-Czemu?
-Muszę z kimś pogadać.
-Chcesz coś do picia?
-Nie dzięki.
-Siadaj i opowiadaj.
-Wiedziałeś o tym, że Violetta wyjechała z Diego?
-Co?Jak to wyjechała?
-Byłem u nich, ale nie było ich w domu więc zadzwoniłem do Fran i powiedziała mi, że Violetta i Diego wyjechali na urlop.
-Niemożliwe przecież znasz Violettę, nie zrobiłaby czegoś takiego.
-Już raz tak zrobiła.Co miałoby jej przeszkodzić tym razem?
-Gdy wróci na pewno wszystko się wyjaśni.W ogóle co ty tak się nią ostatnio zacząłeś interesować?
-Zawsze się nią interesowałem i kto jak kto, ale ty powinieneś o tym wiedzieć.
-Nie, nie o to mi chodzi.Ostatnio byłeś jakiś taki skryty i tajemniczy.Mogę wiedzieć o co chodzi?
-Że niby ja?!Błagam cię Federico.
-Leon, znam cię.
-Sory, ale spieszę się.Lecę do Kathy.
-Unikasz tematu Leon.
-Federico spieszę się.Pogadamy innym razem.
-Fran przyszedł jakiś list do ciebie-oznajmił Marco wchodząc do gabinetu włoszki.
-Od kogo?
-Nie mam pojęcia-powiedział i podał jej list.
-Idę do dzieci jakby co, to zawołaj mnie okej?
-Okej-odpowiedziała.Kiedy jej mąż wyszedł z pomieszczenia od razu zabrała się za rozpakowywanie listu.Otworzyła go i zaczęła czytać.
Kochana Fran!
Chciałabym cię przeprosić, że wyjechałam bez słowa i napisałam ci tylko wiadomość, że jedziemy z Diego na urlop do Madrytu.Muszę ci coś powiedzieć, ale musisz obiecać, że nikomu tego nie powiesz.Obiecujesz?
-Obiecuję-powiedziała dziewczyna.
Jestem w ciąży.Tylko, że największym problemem nie jest to, że jestem w ciąży.Pamiętasz jak wyjechaliście do twojej mamy razem z Marco?Zostaliśmy wtedy z Leonem no i tak wyszło, że spędziliśmy ze sobą noc.Rozumiesz?!Jedną noc.I w tą jedną noc akurat musiałam zajść w ciąże.Jestem pewna, że to nie dziecko Diego.Nie spaliśmy ze sobą od około 2-3 miesięcy.Naty wie, że jestem w ciąży.Nie złość się na nią o to, że ci nie powiedziała.Poprosiłam ją o to.Francesca ja nie wiem co robić.Boję się.Błagam cię, nie mów nic Leonowi.
Kocham!
V.
Włoszka siedziała jak sparaliżowana.Jeszcze raz przeczytała list, bo nie mogła uwierzyć w to co się stało.Violetta była w ciąży i to w dodatku z Leonem.Nagle Marco wszedł do pokoju.Dziewczyna natychmiast włożyła list do szafki.
-I kto to?
-Moja mama.Chciała nam jeszcze raz podziękować, że przyjechaliśmy do niej-skłamała.
-To miłe z jej strony.
-Tak, masz rację.
Francesca wiedziała, że nie może nikomu o tym powiedzieć.Nawet Marco.
-Jesteś beznadziejna!-krzyknął Diego kiedy Violetta masowała go.
-Przepraszam Diego,staram się jak mogę.
-Nie możemy nawet uprawiać seksu, bo tobie zachciało się zajść w ciąże.Idiotka!-ponownie krzyknął tym razem uderzając ją w twarz.
-Diego jja,jaa,ja naprawdę nie chciałam-mówiła płacząc.
-Czyli co nie chciałaś mieć ze mną dziecka?!
-Nnie,to,to nie tak.
-Kłamiesz!
-Nie,jja nie kłammie Dieggo,przys.przysięgam.
-Przestań się jąkać!Pocałuj mnie!Zaproszenie mam ci wysłać?!
Szatynka choć niechętnie, zbliżyła się do Diego i pocałowała go.Ten chwycił ją w talii i przyciągnął do siebie.Wpadł w trans.Dziewczyna nie mogła go od siebie odepchnąć.Mocno złapał ją za nadgarstki uniemożliwiając jej ucieczkę.
-Die,Diego,przes,przestań!-mówiła próbując się wyrwać.Zaczął rozpinać jej sukienkę.Nagle zadzwonił telefon.Mężczyzna podniósł się i wstał, aby odebrać.
-Nie ruszaj się!-powiedział grożąc jej palcem.Kiedy wyszedł szatynka zapięła sukienkę,wzięła torebkę,ubrała buty i na palcach wyszła z domu.Gdy była już poza domem rzuciła się do biegu.Zapłakana biegła przed siebie.Nie wiedziała co robić.Bała się.Tak bardzo się bała.Chciałaby, żeby była tu Fran,Cami,Lu i Naty.Żeby byli tutaj wszyscy.Chciała, żeby on tutaj był.Przytulił ją mocno.Ona wtuliłaby się w niego i mogła poczuć by się bezpiecznie.Jednak życie nie jest tak kolorowe jak się wydaje.Dziewczyna zwolniła.Usłyszała pisk samochodu.Zobaczyła kierowcę.To był Diego.Szatynka stała sparaliżowana.Samochód jechał prosto na nią.Zbliżał się, a ona nie mogła uciec.Nie potrafiła.Później przed oczami miała już tylko ciemność.
Piosenka od autorki
-Leon!-krzyknęła zrozpaczona włoszka przez telefon.
-Fran spokojnie.Co się stało?!
-Violetta.Ona.Ona jest w szpitalu.
-Co?!Gdzie?!
-W Madrycie.Jesteśmy już na lotnisku.Lecimy do niej.
-Fran niedługo będę.
Szatyn złapał kilka swoich ubrań i włożył do walizki.Zapakował jeszcze kilka rzeczy i pojechał na lotnisko.Nie zdążył.Musiał lecieć drugim lotem,który był za 15 minut.Kupił bilet i czekał.Ten czas dłużył się, a szatyn był co raz bardziej zdenerwowany.Kiedy nareszcie wsiadł do samolotu musiał wyłączyć komórkę.Jeszcze przed wyłączeniem jej napisał wiadomość do Fran:
W jakim szpitalu?
Gdy doleciał włączył telefon.Przeczytał nazwę i adres szpitala i ruszył na miejsce.
Po 20 minutach był na miejscu.Wbiegł do szpitala.Zauważył Francescę.
-Fran!-krzyknął i podbiegł do niej.Płakała.Przytulił ją mocno próbując ją uspokoić.-Fran co się stało.Co z nią?-zapytał zaniepokojony.
-Żyje.Lekarze mówią, że będzie dobrze.Przeszła ciężką operację.
-To dlaczego płaczesz?Przecież to dobra wiadomość.Ona żyje.
-Leon.Jest coś o czym, o czym ty nie wiesz,
-Co?
-Ona była w ciąży.
-Jak to?Kiedy?
-Poroniła.
Kiedy szatyn chciał wejść do sali, gdzie leżała, włoszka zatrzymała go.
-Leon to jeszcze nie wszystko.To dziecko.To dziecko było,było twoje.
Leon zamarł.Jego oczy momentalnie zaszkliły się.
-To niemożliwe-powiedział.-Nie,nie to nie może być prawda!
-Leon to było twoje dziecko.
Szatyn kopnął w kosz znajdujący się w zasięgu.Osunął się po ścianie i zaczął płakać.Tak.Leon Verdas płakał.
W szpitalu pojawił się Marco.Wiedział już o wszystkim.Fran powiedziała mu kiedy tutaj jechali.Marco musiał zostawić synów u swojej kuzynki, która mieszka w Madrycie.
-Leon-powiedział podchodząc do niego.-Tak mi przykro-dodał.Reszta wiedziała już,że Violetta była w ciąży i że było to dziecko Leona.Fran choć obiecała, takiej sytuacji nie mogła tego nie wyjawić.
Ludmiła podeszła do zielonookiego i przytuliła go.On wtulił się w nią.Kochała go jak brata.Kiedy byli jeszcze razem łączyła ich silna więź, której nie da się tak utracić.Może nie byli idealną parą, za to byli idealnymi przyjaciółmi.On wtulił się w nią i płakał jak dziecko.
20 minut później.
Został tylko Leon.Marco i Fran musieli iść po swoich synów.Cami i Broduey też poszli.Naty i Maxi ruszyli zaraz po nich.Mieli przyjść jutro z samego rana.Lu musiała wrócić do Buenos Aires, bo Fede źle się czuje.Szatyn siedział na twardym krześle i nerwowo stukał palcami o blat stoliczka.Czekał,czekał na jakieś wiadomości.Chciał ją zobaczyć.Przytulić.To było jego dziecko.Gdyby nie wypadek nie dowiedziałby się o tym.Myślałby,że to dziecko Diego.Nagle zobaczył wściekłego Diego idącego przez korytarz.
-Co ty tutaj robisz?!-zapytał Leona.-Nie masz prawa tutaj być!Violetta to moja narzeczona, pogódź się z tym,że cie zostawiła.
-Teraz zamierzasz o tym pieprzyć?!Teraz kiedy ona o mało nie umarła?!-zapytał podchodząc do niego.Powstrzymywał się żeby nie rzucić się na niego.
-Wyjdź stąd!-krzyknął Diego.
-Nie wyjdę,a wiesz dlaczego?!Bo zależy mi na niej bardziej niż tobie.I nie odpuszczę, nie tym razem.Bo wiem, że ona mnie kocha.
-Odwal się od niej raz na zawsze!
-Bo co?!
-Bo ja tak mówię!-krzyknął Diego.
-Proszę pana niech pan się uspokoi i wyjdzie stąd-powiedział ochroniarz.Wyprowadził Diego z czego Verdas był zadowolony.Jak on może myśleć o takich rzeczach w tej chwili?!Przecież najważniejsze jest jej zdrowie.Lekarz wychodził właśnie z sali pooperacyjnej.
-Przepraszam.
-Tak?
-Będzie można ją zobaczyć?
-Pan jest kimś z rodziny?
-Tak, jestem jej mężem.
-Pana żona jest jeszcze w śpiączce kiedy się obudzi powiadomimy pana.
-Dobrze, dziękuję-powiedział i usiadł.
-A jeszcze jedno-powiedział lekarz.
-Tak?
-Niech pan idzie do domu.Odpocznie pan, a jutro, a właściwie już dziś-powiedział patrząc na zegar.-Wróci pan tutaj.
-Tak, już idę-skłamał.Wcale nie zamierzał się stąd ruszać.Nawet na myśl mu to nie przyszło.Chciał być tutaj z nią.Tylko z nią.
_____________________________________________________________________________
Kolejny rozdział! :D
Vilu :(
Ale nie martwcie się :D
Życzę miłego czytania! :D
Pozdrawiam! :D
Tini Blanco<3
Ps:Czy tylko u mnie nie ma jeszcze śniegu??? :(