Kochani!
Przychodzę do Was dzisiaj, z mam nadzieję dobrą wiadomością :D
Otóż wzięłam udział w konkursie na One Parta i uwaga.....zajęłam.....z resztą, co ja będę wam mówić.Wejdźcie sobie na tego bloga :D
Wyniki konkursu Os
No więc tak, jednak wam powiem :D Zajęłam I miejsce!!!Aaaaaa :D Jestem taka szczęśliwa :D
Myślałam, że będę ostatnia, a tutaj proszę :D
To OS, który brał udział w tym konkursie :D Mam nadzieję, że wam się spodoba :D
_________________________________________________________________________________
Twoja Księżniczka
-Proszę przestań!-krzyczała śmiejąc się.-Nie wytrzymam już!-mówiła do chłopaka.
-Przestanę jak przyznasz, że miałem rację-mówił łaskocząc szesnastolatkę.
-Ok, miałeś rację-powiedziała, a on natychmiast przestał.
-Widzisz, zawsze znajdę sposób na to abyś przyznała mi rację-powiedział, a ona zaśmiała się.
-Mówiłem ci, że nikt nawet nie zauważy, że nas nie ma-powiedział.Byli właśnie na kolacji ze swoimi rodzicami, którzy rozmawiali na temat spraw biznesowych.Muzyka klasyczna oraz temat rozmowy rodziców była wystarczającym powodem aby Verdas i Castillo mogli zniknąć pod pretekstem, że muszą udać się do toalety.Czy ktoś to zauważył?Nie.Zdecydowanie nie.Praca zawsze była na pierwszym miejscu.Jednak im to nie przeszkadzało.Mieli siebie.Mieszkali razem ze swoimi rodzicami w jednym ogromnym domu.Z początku nienawidzili się, ale gdy rodzice wychodzili na bankiety i spotkania biznesowe, oni zbliżyli się do siebie.Odkryli, że mają wspólne zainteresowania, a później wszystko samo się ułożyło.Teraz nie mogą się rozstać choćby na chwilę.
-To co robimy księżniczko?-zapytał dziewczynę.
-Nie jestem księżniczką-powiedziała oburzona.
-Jesteś, jesteś-droczył się z nią.Kochał tak do niej mówić, ale ona tego nienawidziła.
-Ej!-krzyknęła i zrobiła smutną minkę.To zawsze na niego działało.
-No dobra-powiedział i podniósł się z ławki.-Księżniczko-powiedział szeptem tak, aby ona nie mogła tego usłyszeć.
-Kurczę, chyba będzie padać-powiedziała patrząc w ciemne chmury na niebie.Miała rację.Po chwili runął deszcz.Zimne,ciężkie krople spadały na nich.
|
Taniec w deszczu Leonetty<3 |
-Chodź musimy uciekać, bo zmokniemy-powiedział szatyn.Jednak ona zrobiła coś czego się nie spodziewał.Zaczęła tańczyć.Pociągnęła go za rękę i po chwili oboje tańczyli.W deszczu.Nie przeszkadzało im to, wręcz przeciwnie.Dziewczyna zbliżyła się i złożyła delikatny pocałunek na ustach chłopaka.
-Kocham cię-powiedziała.
-Vilu-powiedział podchodząc do niej zaniepokojony szatyn.
-Co?Ubrudziłam się gdzieś?-zapytała widząc jak zielonooki jej się przygląda.
-Krew cieknie ci z nosa-powiedział wyciągając z kieszeni dżinsowych spodni chusteczki.-Proszę-powiedział podając dziewczynie jedną z dziewięciu chusteczek.
-Dziękuję-powiedziała i przyłożyła chusteczkę do nosa.
-Może powinnaś pójść do lekarza?-zapytał.
-Daj spokój.Nigdy nie lała ci się krew z nosa?-zapytała z niedowierzaniem.
-No tak, ale
-Nie ma żadnego, ale-przerwała mu.
-Skoro nie chcesz iść do lekarza, to pójdziemy do domu.Musisz odpocząć-powiedział, a raczej stwierdził.
-Leon!Nie!-krzyknęła obrażona.
-Tak idziemy.Chodź-powiedział chwytając dłoń ukochanej.Jednak ona wyrwała mu się i poszła przodem nie odzywając się słowem.Nie zamierzał po raz kolejny jej ulec.Martwił się o nią.Nie rozumiała, że on robi to dla jej dobra?Do domu doszli w ciszy.Violetta zamknęła się w swoim pokoju.Leon zamierzał zrobić kolację dla niej.Po piętnastu minutach szatynka zaczęła schodzić na dół po schodach.W pewnym momencie przewróciła się.
Violetta!-krzyknął podbiegając do niej.
-Nic mi nie jest-powiedziała.-Tylko trochę mi słabo-dodała.
-Zadzwonię po twoich rodziców.Musicie jechać do lekarza-powiedział podając jej rękę.Ona niechętnie przystała na ofertę chłopaka.Położył ją na sofie.
-Chcesz wody?-zapytał.Ona tylko pokręciła głową.-Idę zadzwonić-powiedział.Po 15 minutach Violetta siedziała już w samochodzie.Leon nie mógł z nimi jechać.Gdy dojechali na miejsce musieli zaczekać w poczekalni.Po chwili doktor przyjął ich i zrobił dziewczynie kilka badań.Znów musieli zaczekać.
-Violetta Castillo-powiedział wyłaniając się z gabinetu.-Proszę-powiedział gdy zauważył ich.
-Czy odczuwasz ostatnio zmęczenie?-zapytał.
-Trochę-odpowiedziała niepewnie.
-Skąd masz ten siniak?-zapytał wskazując siniak na nadgarstku Violetty.
-Uderzyłam się-powiedziała.
-Niestety nie mam dobrych wieści-powiedział.
-Panie doktorze, co się dzieję-zapytał German, ojciec Violetty.
-Państwa córka ma białaczkę-powiedział po chwili.
-Co?!To niemożliwe!Nikt w naszej rodzinie nie chorował na białaczkę-krzyczał German.
-Proszę pana białaczka nie jest chorobą dziedziczną-powiedział lekarz.-Córka musi poddać się natychmiastowemu leczeniu-powiedział.-Najlepiej żeby już dziś, została w szpitalu-dodał.
-Dobrze-powiedziała matka Violetty.-Przywieziemy ci rzeczy kochanie.Nie martw się wszystko będzie dobrze-powiedziała przytulając córkę.Violetta była zdziwiona.Czy naprawdę musiało jej się coś stać, aby rodzice zwrócili na nią uwagę?
-Czy może mnie ktoś dziś odwiedzić?-zapytała lekarza.
-Nie, niestety dziś już nie, ale za dwa dni tak-powiedział z uśmiechem.-To jest Alice.Oprowadzi cię po oddziale-powiedział doktor Paul wprowadzając do gabinetu młodą brunetkę.
-Chodźmy-powiedziała.Gdy skończyła, zaprowadziła ją do jej sali.Alice była dla niej bardzo miła.
-Jutro będziesz miała pierwszą chemię.Czy wiesz co to jest?-zapytała.
-Tak, wiem-odpowiedziała zgodnie z prawdą Violetta.
Minęły dwa dni.Violetta była bardzo osłabiona.Po chemii robiło się niedobrze.Często wymiotowała.
-Dzień dobry-powiedziała wchodząc do sali Alice.
-Cześć Alice-odpowiedziała z uśmiechem Violetta.
-Jak się czujesz?-zapytała siadają na łóżku.
-Nieźle-odpowiedziała.
-Jesteś bardzo dzielna-powiedziała Alice.Chciała założyć włosy za ucho dziewczyny jednak te, wyrwały się z lekkością.-Może je zetniemy?- zapytała.-To twój wybór-dodała.
-Dobrze, możemy je obciąć-powiedziała Violetta.Po chwili Alice wróciła z nożyczkami.Starannie obcięła włosy dziewczyny.Violetta przyglądała się swojej nowej fryzurze w lustrze.
-Może być-powiedziała.
-Doktor Paul powiedział, że mogę mieć dziś gości-powiedziała Violetta.
-No właśnie chciałam ci przekazać, że dziś jeszcze nie może cię nikt odwiedzić-powiedziała Alice.
-To kiedy?-zapytała.-Jutro?Za tydzień?Za miesiąc?A może za rok?-zapytała Violetta.
-Pojutrze-odpowiedziała spokojnie Alice.
Co robiła Violetta przez ten czas?Czytała książki i gazety, które przekazała jej mama przez Alice.Oglądała telewizję i to właściwie wszystko co mogła robić.Zastanawiała się jak zareagował Leon.Nie chciała litości.Nienawidziła jej.Co robił Leon?Siedział zamknięty w pokoju.Czasem, gdy nikogo nie było w kuchni schodził po coś do jedzenia.Dlaczego tak robił?Nie chciał, by ktoś widział jego zapuchnięte oczy.Mówią, że chłopaki nie płaczą,ale to bzdura.On płakał.Dniami i nocami.Chciał ją odwiedzić,musiał.Tak bardzo za nią tęsknił.Chciał być silnym dla niej.Minęły kolejne dwa dni.Dziś Violetta nie miała już włosów.Wszystkie wypadły.Kolejna chemia,kolejne mdłości.Jednak, gdy po chemii leżała w łóżku, Alice przyszła uradowana.
-Masz gościa-oznajmiła.-Zostawię was samych-powiedziała.Do sali wszedł, a raczej wbiegł Leon.Natychmiast przytulił dziewczynę.Zaczęła płakać.
-Tak bardzo za tobą tęskniłem-powiedział nadal trzymając ją w ramionach.
-Ja za tobą też-powiedziała.Zaczął jej się przyglądać.-Nie patrz na mnie, wyglądam okropnie-mówiła poprawiając blond perukę.
-Jesteś piękna jak zawsze- powiedział muskając ją palcem po policzku.-Nie płacz-powiedział po czym starł jej łzy.
-Leon ja nie chcę litości.Kocham cię, ale nie chcę cię tutaj trzymać.Znajdź sobie jakąś ładniejszą, zdrową dziewczynę-powiedziała.
-Kocham cię-powiedział nie zważając na jej słowa.
-Ja ciebie też.Nie chcę umierać-powiedziała.
-Nie mów tak.Damy radę.Razem wszystko przetrwamy moja księżniczko-powiedział.Położył się obok niej, a ona uśmiechnęła się do niego promiennie.
-Razem damy radę-powiedział łącząc ich ręce razem.
Minął miesiąc.To właśnie dziś miały odbyć się urodziny szesnastolatki.Przez ten czas codziennie odwiedzał ją Leon i jej rodzice oraz rodzice Leona i przyjaciele ze studia.Leon wszystko zaplanował.Pamiętał jak ukochana mówiła mu kiedyś, że chciałaby, aby jej urodziny były wyjątkowe.
-Jest zbyt słaba, aby wstać-powiedział lekarz.
-No to przewieziemy ją na wózku-zasugerował Leon.
-Dobrze-zgodził się lekarz.Leon zwiózł dziewczynę na wózku na dół.Na parter szpitala.Gdy drzwi windy otworzyły się nikogo tam nie było.Nad drzwiami widniał napis.
Wszystkiego Najlepszego Vilu!
-Niespodzianka!-krzyknęli ludzie wyłaniając się z różnych miejsc.W tym również Alice oraz inne pielęgniarki.Wszyscy złożyli jej życzenia na siedemnaste urodziny.Leon wywiózł ją przed szpital.Tam dziewczyna zobaczyła Francescę,Camilę,Brodueya,Maxiego,Naty,Ludmiłę,Andresa,Napo,Marco oraz Braco.Wszyscy zatańczyli i zaśpiewali dla niej piosenkę Hoy somos mas.Jej ulubioną.W trakcie,gdy Leon śpiewał jej Podemos,dziewczynie kręciło się w głowie.Zemdlała słysząc ostatnie słowa piosenki.
(Od autora:Włączcie tą muzykę:
muzyka )
Obudziła się w szpitalu, w łóżku.Siedział przy niej Leon.Był przygnębiony.Smutny.
-Lleon-wydukała.Chłopak ocknął się.-Cco,Co się stało?-zapytała.
-Zemdlałaś-odpowiedział.
-Ja już nie mogę,nie dam rady dłużej-powiedziała.
-Nie mów tak, jesteś silna.Dasz radę.My damy radę.Jestem przy tobie.-powiedział.
-Kocham cię-powiedziała.
-Ja ciebie też księżniczko-powiedział.Delikatnie przybliżył się i musnął jej usta.Dziewczyna zamknęła oczy.Nagle maszyna zaczęła pikać.
-Nie!Nie zostawiaj mnie proszę!Kocham cię!Nie możesz umrzeć!-krzyczał-Doktorze!
Pomocy!-krzyczał Leon.Do sali wbiegł doktor.
-Musisz wyjść-powiedział do Leona jednak ten, cały czas trzymał ją za rękę.-Alice podłącz ją do kroplówki-powiedział reanimując dziewczynę.
-Wyjdź!-krzyczał do niego.
-Nie!Nie zostawię jej.Kochanie otwórz oczy proszę.Nie możesz mnie zostawić-mówił płacząc.
-Leon!-krzyczała jego mama.
-Zostawcie mnie!-krzyczał.-Ona nie może umrzeć!Nie ona!Dlaczego to nie mogę być ja?!-krzyczał.
-Proszę go stąd zabrać!-mówił jakiś lekarz.Zabrali go siłą.Obudził czując ból w plecach.W końcu nie codziennie śpi się na twardych krzesłach.Wszedł do sali numer 4.Tam gdzie przebywała.Jednak jej już tam nie było.Pozostawiono kartkę, na której pisało:
Violetta Castillo urodzona 14 lipca 1997 r. zmarła wskutek ostrej białaczki.
Zgon nastąpił o godz. 20:14.
-Nie-powiedział.-To niemożliwe-dodał.Jednak to była prawda.Violetta odeszła z tego świata.Je już....nie było.
2 tygodnie później
-Violetta kazała ci to dać, gdy już...odejdzie-mówiła z trudem Francesca wręczając Leonowi list.
-Jak się czujesz?-zapytał dziewczynę.
-W porządku-odpowiedziała.-A ty?-zapytała.
-Tęsknie za nią-powiedział smutny.
-Jak wszyscy-powiedziała.-Muszę już iść-powiedziała i odeszła.Od kiedy Violetta zmarła Francesca nie jest już tą samą pogodną, tryskającą energią Francescą.Wszyscy się zmienili.Leon usiadł na ławce i wyjął list z koperty.
Kochany Leonie!
Teraz, gdy czytasz ten list nie ma mnie już przy tobie.Przegrałam tę walkę.Chciałam być silna dla Ciebie, ale nie potrafiłam już walczyć.Zgrywałam twardzielkę, gdy mówiłam, że czuję się nieźle.Nie chciałam mówić żegnaj.Wierzyłam w to, że wyzdrowieje, ale wiedziałam, że to zbyt silne.Płakałam nocami.Chciałam ci pokazać,że potrafię to wygrać dla Ciebie.Tłumiłam w sobie ten ból, ale tak naprawdę powinnam była ci powiedzieć.Nie chcę się nad sobą użalać w tym liście nie o to chodzi, więc dziękuję Ci za te wspaniałe chwile razem.Bez Ciebie byłam rozpuszczoną nastolatką, która nie wierzyła w prawdziwą miłość, ale gdy wprowadziłeś się ze swoimi rodzicami pomyślałam: "Jakie ciacho".Nigdy Cię nienawidziłam.Kochałam się z tobą droczyć.Pamiętasz, gdy wychodziłeś na randkę z tą blondynką?
To ja schowałam twoje klucze od motoru.Byłam zazdrosna.Nie chciałam abyś z nią jechał.Już wtedy, choć nie chciałam tego przyznać, zakochałam się w tobie.Byłam z siebie wtedy taka dumna, bo nie poszedłeś na tą randkę.Nasz taniec w deszczu był czymś przepięknym.Zawsze, gdy oglądałam romantyczne filmy z Francescą i Camilą, zakochane pary tańczyły w deszczu.Mówiłam im, że ja też kiedyś tak zrobię.No i udało mi się.Dzięki tobie.Powiedz moim rodzicom, że ich kocham, pomimo braku czasu dla mnie, zawsze wiedziałam, że mnie kochają.Nie martwcie się o mnie.Jestem teraz w lepszym świecie.Jestem pewna,że kiedyś się jeszcze spotkamy.Wiesz ile razy pisałam już ten list?Chyba ze 100.Cały czas płaczę, myśląc, że zostawię cię tutaj.Nie jesteś sam pamiętaj.Zawsze będę przy tobie.Obiecuję.
Kocham Cię
Twoja Księżniczka
Ja ciebie też kocham, myślałem płacząc.Jednak uśmiechnąłem się mimowolnie na słowa
"Twoja Księżniczka".
_________________________________________________________________________________
Not everything ends: And they lived happily ever after. Sometimes things have to end up that something new is started